Recenzja filmu

Festen (1998)
Thomas Vinterberg
Ulrich Thomsen
Henning Moritzen

Herbatka po duńsku

Przyjęcie to świetny motyw literacki i filmowy. Pod przykrywką wspólnego posiłku i tańców artysta może pokazać cały przekrój społeczny interesującego go środowiska, ukazać przywary ludzkie
Przyjęcie to świetny motyw literacki i filmowy. Pod przykrywką wspólnego posiłku i tańców artysta może pokazać cały przekrój społeczny interesującego go środowiska, ukazać przywary ludzkie wychodzące na wierzch tylko w sytuacjach ekstremalnych (a obiady rodzinne częstokroć do takich należą), albo zilustrować sytuację polityczną – co kto lubi. Toteż nie dziwi fakt, że tak wielu ten motyw wykorzystywało. Żeby nie sięgać daleko: był Stanisław Wyspiański  ze swoim "Weselem" , które później sfilmował Wajda, był Smarzowski, który czerpiąc z tego samego pomysłu, wyprawił własną celebrę, był Jan Němec, który przyjrzał się urodzinom pewnego prominenta jednocześnie zaglądając na komunistyczne podwórko. I był wreszcie Thomas Vinterberg, który w swoim „Festen”, wzorcowym filmie DOGMY 95, nie tylko sportretował pewną warstwę społeczną, ale i stworzył parę portretów psychologicznych.  Jak to osiągnął? Ano wrzucił naszych bohaterów do wrzątku, a potem już się im tylko przyglądał. Bo wbrew temu co powiedziała kiedyś Ivana Trump, nie tylko kobieta jest jak torebka herbaty – żeby wiedzieć, jaka jest naprawdę, trzeba ją wrzucić do gorącej wody.

W tym przypadku, rolę wrzątku pełni wyjście na jaw faktu, że powszechnie lubiany i szanowany właściciel pensjonatu (Henning Moritzen), wzorowy mąż, ojciec czwórki dzieci, kilkanaście lat temu wykorzystywał dwójkę z nich seksualnie, przy cichym przyzwoleniu ich matki (Birthe Neumann). Późnej żadne z bliźniąt nie potrafiło żyć normalnie – Linda niedawno popełniła samobójstwo nie mogąc poradzić sobie z demonami przeszłości. Natomiast Christian (Ulrich Thomsen), niepotrafiący stworzyć stałego związku, emocjonalnie rozchwiany, nie mogąc znieść zakłamania panującego w rodzinie, przybity śmiercią ukochanej siostry, zbiera się na odwagę i wznosi znamienny toast na cześć czcigodnego jubilata… Zdawałby się, że reakcja otoczenia powinna być jednoznaczna – potępienie kata, współczucie ofierze. Ale nie tutaj, nie u  Vinterberga. Tu, wśród dam w powłóczystych sukniach i dżentelmenów we frakach, kieliszków szampana i zupy z homara, nie mówi się o takich rzeczach. To by przecież oznaczało zaakceptowanie niecnych uczynków jakich dopuścił się jeden z nich. Toteż to fasadowe towarzystwo udaje, że nic się nie stało. Zamiast wrzeć, zaciskają zęby i ze szczerością sztuczną ,jak szczęki większości z nich, uśmiechają się i zaśmiewają z anegdot seniora rodu, powtarzanych enty raz.

Trochę inaczej reaguje dwójka pozostałego rodzeństwa, która do tej pory nie miała pojęcia o rodzinnych tajemnicach – Michael (Thomas Bo Larsen), najmłodszy, początkowo nie daje wiary słowom brata, staje po stronie ojca i jego zakłamanych znajomych, nie chce dopuścić takiej skazy do obrazu swojego mentora, jednak ostatecznie, wbrew własnej logice, daje się przekonać. Natomiast Helene (Paprika Steen), jest chyba jedyną, której reakcji się nie dziwimy – jest zdruzgotana, szczególnie wtedy, gdy znajduje list pożegnalny siostry, w którym, już zza grobu, przyznaje racje słowom brata. Miota się, pije więcej niż potrzeba, ale jest w tym wszystkim człowiekiem z krwi i kości, któremu ta rodzinka już nie raz dała się we znaki.

Bo przy okazji urodzinowego przyjęcia na jaw wychodzą i inne plamy, do tej pory przykrywane zgrzebnymi łatami – nie ma tu bohaterów krystalicznych, jednoznacznych zachowań i ocen, każdy ma swoje grzeszki na sumieniu. Pytanie tylko, czy grzechy dzieci nie są w większości zawinione przez rodziców? A może to i nie rodzice są winni, a środowisko, w którym funkcjonują albo do którego aspirują? Bo może żyjemy po prostu w zgniłym świecie? Może ci, którzy noszą śnieżnobiałe fartuchy, choć z pozoru lepsi, tak naprawdę niczym się od starej gwardii nie różnią? Nie mnie to oceniać. Ale trzeba przyznać, że herbata, którą serwuje nam Vinterberg, ma bogaty wachlarz smaku i aromatu, który w przeciwieństwie do pewnej kawy rzadko urzeka, a częściej zniewala.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Duńsko-szwedzki film "Festen"to pierwsza produkcja, która została zrealizowana zgodnie z manifestem... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones