Recenzja filmu

Pieta (2012)
Ki-duk Kim
Min-soo Jo
Jung-jin Lee

Jeszcze nie wieczór

Przyglądając się swoim bohaterom, reżyser jak zwykle zamyka ich w określonych ramach przestrzennych, izoluje i podgląda.
Po "Arirangu" wydawało się, że to już koniec – autoterapia i bicie głową w ścianę. Że tam, gdzie kończy się sztuka, jest już tylko pustka i lament. Wydaje się jednak, że Kim Ki-duk ma jeszcze coś do powiedzenia. Co z tego, że w jego filmie matka masturbuje śpiącego syna, a tenże syn biczuje stanikiem jedną z robotnic w fabryce uszczelek? Od czegoś przecież trzeba zacząć.

Napisy początkowe informują, że to już osiemnasty film w dorobku Koreańczyka. Wiele się po drodze wydarzyło, ale pewne rzeczy pozostały niezmienne: autor "Pustego domu" pozostaje rozmiłowany w długich ujęciach, w grze rekwizytami, w zabawach wizualnym skrótem. Wciąż lubi proste fabuły, bohaterów-enigmy, klarowne metafory i symbole, a obraz wygrywa u niego ze słowem. Bezustannie orbituje wokół dwóch planet – wschodniego kina kontemplacyjnego i europejskiej psychodramy. Jego propozycja jest uczciwa – kupujesz albo dziękujesz.

Bohaterem filmu jest Kang-do, mafijny windykator nagabujący mieszkańców seulskich slumsów. Mężczyzna nie przebiera w środkach: jeśli zadłużeni nieszczęśnicy nie są w stanie uregulować długu, kończą okaleczeni i czekają na odszkodowanie z polisy ubezpieczeniowej. Pozbawieni możliwości pracy, biedni jak mysz kościelna, posuwają się do ostateczności i jeden za drugim popełniają samobójstwa. Kang-do także będzie cierpiał, zaś katalizatorem jego gehenny będzie powrót wyrodnej matki. Życie chłoszcze – rzekłby klasyk.

Kierunku, w którym rozwija się ta opowieść, zdradzać nie wypada. Powiedzmy jednak, że historia wkracza na teren gatunku, będącego dotąd flagową konwencją… kina exploitation. Gra edypalnymi motywami to dla Ki-duka tylko gra, a celowo podbijany melodramatyzm jest niczym innym niż zasłoną dymną. Przyglądając się swoim bohaterom, reżyser jak zwykle zamyka ich w określonych ramach przestrzennych, izoluje i podgląda. Nie jest jednak beznamiętnym laborantem. Zawężając przestrzeń, podkręca dramaturgię. Prowadząc bohaterów w stronę otchłani, zagląda w nią wraz z widzem.      
1 10 6
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones