Recenzja filmu

Zaginiona dziewczyna (2014)
David Fincher
Ben Affleck
Rosamund Pike

Kłamstwo ma długie nogi i włosy koloru blond

Problemy małżeńskie, niespełnienie, znudzenie, a w końcu zdrada.  Niewesoły, ale odgrzewany i niestrawny to temat. Tytuł też niekoniecznie zachęca. Czyżby porwanie? Ucieczka? Znowu sztampowo.
Problemy małżeńskie, niespełnienie, znudzenie, a w końcu zdrada.  Niewesoły, ale odgrzewany i niestrawny to temat. Tytuł też niekoniecznie zachęca. Czyżby porwanie? Ucieczka? Znowu sztampowo. Tymczasem te motywy stanowią jedynie tło dla historii znacznie bardziej skomplikowanej, niż jej powierzchowność mogłaby wskazywać. Sedno „Zaginionej dziewczyny” zdaje się koncentrować na kwestii zgoła innej.
Piękna, wykształcona i niegdyś szczęśliwa żona niespodziewanie znika. Okoliczności wskazują na morderstwo, a podejrzenia padają na męża. Ot, cała zagadka. Jednak tym puzzlom brakuje zbyt wielu elementów. Małżonek stanowczo się wypiera, choć swoją bezmyślnością ściąga na siebie uwagę całego, ciekawskiego kraju. Gdy w sprawę angażują się media, jawna staje się, choć na tym etapie jeszcze nieoczywista, esencja filmu, a jest nią wielowymiarowa manipulacja. Obcesowo posługuje się nią zarówno telewizja, główni  jak i drugoplanowi bohaterowie. Choć może nieco nieuchwytnie, to manipulacja i prowokacja  dźwigają całą fabułę. Nie w pełni świadomie ulegają jej również widzowie,  dając się reżyserowi wciągnąć w kołtun zawiłego matactwa, którego rozwiązania próżno szukać w logice.  Tu nic nie jest jednoznaczne, a każda podejmowana próba przechytrzenia scenarzystki i zrozumienia intrygi, w kolejnej scenie zostaje zgaszona porcją nowych wątpliwości.

Film ten dzieli się na dwie części. Pierwsza to wyłącznie niepewność. Nie wiadomo co dokładnie się wydarzyło, dlaczego i w jaki sposób, a przede wszystkim frustrująco wręcz nie wiadomo, kto jest „tym dobrym”, a kto „tym złym”. Druga część zaś serwuje odpowiedź, ale tylko na jedno z wielu pytań. Zdawać by się mogło, że historia się klaruje, ale w rzeczywistości jest to błąkanie się po ciemnym tunelu, gdzie każde światełko wyjaśnienia okazuje się tylko gasnącą zapałką. Widz z reguły odczuwa silną potrzebę, by opowiedzieć się za prawą stroną filmowego konfliktu i jej kibicować. W „Zaginionej dziewczynie” przez długi czas brakuje tej strony. Nie licząc strony faktycznego prawa, czyli policji prowadzącej śledztwo, nikt nie jest tu przekonująco uczciwy.

Istotną rolę odgrywa w tym filmie muzyka, za którą odpowiedzialny jest Trent Reznor. Dość jednostajna i powolna, pogłębia uczucie niepokoju i bezradności. Nadaje akcji pewnej dołującej szarości, jednocześnie pobudzając neurony, stale zwiastując nadejście czegoś niedobrego. Aktorzy odtwarzający główne role również dali niebywały popis umiejętności, niewykluczone, że największy w ich dotychczasowej karierze. Nijaki zazwyczaj Ben Affleck nabrał kształtów i kolorów, a przebywająca dotychczas na drugim planie Rosamund Pike, tą rolą prawdopodobnie otworzyła sobie furtkę do dużych, ambitnych produkcji.
 
Zaginioną dziewczynę” chciałoby się opisać słowami „zaskakujący”, „oryginalny”, „trzymający w napięciu”, ale te wyrażenia sprawiają wrażenie zbyt płaskich i banalnych, jak na produkcję tej rangi. Po tym seansie z pewnością nikt nie wyjdzie z kina beznamiętnie, z niezmąconą myślą. To film, który zakłóca wewnętrzy spokój jeszcze długo po jego obejrzeniu. David Fincher po raz kolejny udowodnił, że między kinem komercyjnym, a kinem ambitnym nie należy stawiać znaku nierówności.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Gdyby bestsellerowa powieść Gillian Flynn, na podstawie której zrealizowano "Zaginioną dziewczynę",... czytaj więcej
By w pośredni sposób wyrazić istotę nowego dzieła Davida Finchera, trzeba przywołać inny film. W mniej... czytaj więcej
"Gdzie diabeł nie może…"? Moralna ambiwalencja bohaterów "Zaginionej dziewczyny" nie pozwala bez... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones