Kelner, jeszcze raz to samo

Seria Atelier autorstwa studia Gust to już prawdziwy tytan branży gier. Rok rocznie ukazują się kolejne odsłony z młodymi alchemiczkami w roli głównej. I tak już od około dwudziestu lat. "Atelier
"Atelier Lydie & Suelle: The Alchemists and the Mysterious Paintings" - recenzja
Seria Atelier autorstwa studia Gust to już prawdziwy tytan branży gier. Rok rocznie ukazują się kolejne odsłony z młodymi alchemiczkami w roli głównej. I tak już od około dwudziestu lat. "Atelier Lydie & Suelle: The Alchemists and the Mysterious Paintings" to kolejny dodatek do serii.



Najnowsza odsłona serii "Atelier" to opowieść podobna do poprzedniczek – daleka od wielkich fabuł i ratowania świata. Powoli kolejne produkcje Gust zamieniają się w obyczajówki i festiwale grindu, czyli zbierania, a następnie syntetyzowania różnorakich składników. Do tego dochodzi spokojne tempo opowiadania historii i scenki rodzajowe typu "slice of life" czy "okruchy życia" – nie liczcie więc raczej na konkretne, bombastyczne tory w stylu ratowania świata i walki z odwiecznym złem.



"Atelier Lydie & Suelle" w swym rdzeniu niewiele różni się od poprzednich gier tego typu. Tak na dobrą sprawę, produkcje studia Gust to coś na kształt "Call of Duty", tyle że w świecie japońskich gier. Tym razem poznajemy historię dwóch tytułowych dziewcząt, które przysięgły swojej jakiś czas temu zmarłej matce, że stworzą najlepsze atelier alchemiczne w całym królestwie. Niestety, mają przy tym dość leniwego (i "kreatywnego") ojca, który zamiast zająć się rodziną, woli spędzać czas na malowaniu obrazów i zbijaniu bąków. Obrazy to zresztą jedna z dwóch większych nowości, które napotkamy w grze.



Otóż w tym świecie pojawiają się tzw. tajemnicze obrazy (tytułowe Mysterious Paintings), które prowadzą do dziwacznych światów pełnych składników świetnej jakości. Zaraz po tym, jak zaczniemy grę, zwiedzamy taki właśnie obraz. Szybko okazuje się, że jest ich więcej, ale by je zdobyć, trzeba wziąć udział w oficjalnym rankingu alchemicznych pracowni. To właśnie druga nowość – co jakiś czas musimy bowiem podejść do specjalnego testu, który podniesie nam rangę z F na E, z E na D, i tak dalej. Pomiędzy testami zaś nasze siostrzyczki muszą wypełniać odpowiednie cele nazwane tutaj "ambicjami", które polegają na nazbieraniu odpowiednich zasobów, pogadaniu ze wskazanymi osobami czy stworzeniu kilku wymaganych przedmiotów. Celów jest całkiem sporo i do testu podchodzimy po wypełnieniu jakiejś części z nich, więc na szczęście nie trzeba robić wszystkiego.



I właśnie raz na jakiś czas, gdy przejdziemy kolejne egzaminy, możemy dostać się do nowego obrazu. Światy uwiecznione na tych malowidłach budzą się wtedy do życia i przechodzimy kolejne mikrohistoryjki w danym obrazie. To tak na dobrą sprawę zracjonalizowanie stworzenia różnorakich terenów – okolice miasta Merveille nie są bowiem zbyt zróżnicowane. A obrazy – już tak; na jednym mamy potoki lawy i wulkaniczne skały, na drugim – skute lodem powierzchnie, a na inny potem nawiedzony las i tak dalej. W każdym też znajdziemy masę składników, czyli sól gry: ingrediencje do tworzenia przedmiotów.

Seria "Atelier" od lat słynie z potwornego festiwalu grindowania materiałów. Łazimy po różnych miejscówkach, zbieramy różnorakie materiały, a następnie w zaciszu naszej pracowni konstruujemy kolejne przedmioty dzięki mocom alchemicznej syntezy. System ten jest, jak zwykle, niezwykle rozbudowany. Aby stworzyć przedmiot, musimy umieszczać jego składniki na specjalnej planszy. Do tego dochodzą oczywiście różne dodatki – specjalne wzmacniacze, które zmieniają kolor klocków układanych na mapce, czy elementy planszy podnoszące statystyki naszego przedmiotu. Ma to spore znaczenie, bo jeśli dobrze pokombinujemy w ustawianiu pól, to możemy sprawić, że np. nasza bomba będzie zadawać większe obrażenia albo zablokuje leczenie. Możliwości jest bez liku, ale system ten to tak naprawdę coś, co znamy przecież z niezliczonych już gier z "Atelier" w nazwie.



Oprócz alchemii czeka nas także sporo walki. Podczas potyczki w bitwie w sumie może brać udział sześć osób. Trzy znajdują się w pierwszym rzędzie, trzy zaś na ławce wsparcia. Pierwszą trójkę kontrolujemy bezpośrednio, a pozostali czasem dokładają swoje umiejętności podczas danych okoliczności. W czasie potyczki możemy oczywiście atakować, używać różnorakich zdolności, a także – to nowość – wykonywać tzw. Battle Mixy, czyli specjalne mieszanki alchemiczne, które mogą zrobić spore kuku wrogom. Nie jest to jednak ten poziom, co normalne bomby czy crafty, więc po jakimś czasie ich przydatność mocno spada.

Wizualnie gra prezentuje się nie najgorzej, choć oczywiście na Switchu, zwłaszcza w trybie handheld, nie ma co liczyć na fajerwerki. Nadal jednak jest to urokliwe – gramy mobilnie w dużego erpega, który z reguły zarezerwowany był dla konsol pokroju PlayStation. I nawet jeśli "Lydie & Suelle" nie wygląda najpiękniej w trybie przenośnym, to i tak sprawdza się doskonale jako gierka w podróży czy dłuższym posiedzeniu w wygodnym fotelu. 



"Atelier Lydie & Suelle" to oczywiście świetna gra, ale raczej dla osób, które nie miały zbyt wiele do czynienia z serią. Zobaczymy co prawda powracających bohaterów z innych odsłon, jednakże największa wartość leży w tym, że ktoś widzi tę produkcję po raz pierwszy. Dla starych wyjadaczy czy osób kojarzących dobrze serię "Mysterious", której "Mysterious Paintings" są zwieńczeniem, nie będzie tu zbyt wielu momentów zaskoczenia. To po prostu kolejna odbita od sztancy świetna gra Gust. Tylko tyle i aż tyle.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones