Recenzja filmu

Nigdy cię tu nie było (2017)
Lynne Ramsay
Joaquin Phoenix
Judith Roberts

Killer Joe

W "You Were Never Really Here" trochę się strzela, trochę dźga, krew tryska z rozciętych tętnic, a kawałki mózgu ozdabiają powierzchnie płaskie. Lecz wystarczy rzut oka na posępnego,
"Niskie" jeszcze nigdy nie było niżej, a "wysokie" – wyżej. Przynajmniej nie w filmografii Lynne Ramsay, która potrafi zamieniać gatunkową pulpę w szlachetne, filmowe tworzywo. Jej najsłynniejszy film, "Musimy porozmawiać o Kevinie", wykorzystywał matrycę horroru o dziecku jako wcieleniu czystego zła i opowiadał historię egzystencjalnego cierpienia, które nie sposób złagodzić. W "You Were Never Really Here", swojej czwartej pełnometrażowej fabule, autorka również pożycza elementy z kina gatunkowego. I znów dynamicznie zmienia kierunek podróży.

Fabułę zaczerpnięto z książki Jonathana Amesa; to dziwaczne połączenie kina noir, "Maczety" i "Taksówkarza". Oto Joe (napuchnięty i brodaty Joaquin Phoenix), były żołnierz oraz agent FBI, a obecnie całkiem niezależny facet od mokrej roboty, otrzymuje zlecenie odbicia z rąk stręczycieli córki wpływowego senatora. Nasuwa więc kaptur na czoło, chwyta za młotek i wkracza do przybytku rozpusty razem z drzwiami, rozdając ciosy na prawo i lewo. A że małoletnia Nina (Ekaterina Samsonov) okazuje się seks-zabawką wyjątkowo szemranych typów, znajomi i współpracownicy Joego zaczynają płacić za jego brawurę śmiercią. I tak, bohater, nie mając wielkiego wyboru, wkracza na szlak zemsty (czytaj: odkupienia).

W "You Were Never Really Here" trochę się strzela, trochę dźga, krew tryska z rozciętych tętnic, a kawałki mózgu ozdabiają powierzchnie płaskie. Lecz wystarczy rzut oka na posępnego, chrząkającego pod nosem Phoenixa, by zrozumieć, że nie chodzi o to, co się mówi, tylko jak. Ramsay mówi w stylu, do którego nas przyzwyczaiła; bardziej niż kryminalna intryga interesuje ją portret głównego bohatera. Dziw bierze, że Joe w ogóle wstaje z łóżka, skoro prześladuje go tyle demonów, a na życiu kładzie się cieniem tyle traum. Facet lubi się podduszać, eksperymentuje z nożami, cały czas igra ze śmiercią. Koszmar wojny przybiera postać zastrzelonej na froncie dziewczynki, czas pracy dla rządu kojarzy się z furgonetką pełną martwych imigrantek, zaś słodki okres dzieciństwa – z terroryzującym całą rodzinę ojcem. Wszystko to ciągnie bohatera na dno i zarazem motywuje go do działania. Ale jest jeszcze ktoś, kto trzyma jego głowę nad powierzchnią. Relacja Joego z matką (doskonała Judith Roberts) to związek pełen zaskakującej czułości i niegroźnego sarkazmu – zwłaszcza w scenie, gdy mężczyzna błaznuje pod drzwiami łazienki, udając Normana Batesa z "Psychozy" Hitchcocka.

Ramsay znów zaprosiła do współpracy operatora Thomasa Townenda oraz kompozytora Johnny'ego Greenwooda z Radiohead. I razem stworzyli kolejną rzeczywistość z pogranicza jawy i snu, w której żyje się i umiera do rytmu tłustych, elektronicznych beatów. Przeszłość splata się z teraźniejszością, czas zostaje skondensowany do zaledwie kilku chwil, oniryczny klimat wylewa się z ekranu, a całość stanowi kapitalny wizualny ekwiwalent stanu melancholii. Niestety, sporo tu również estetycznych banałów, klisz w rodzaju Joego idącego na dno jeziora i poetyckiego namysłu nad fakturą draperii. Coś za coś.  

Zagrany brawurowo przez Phoenixa Joe to facet, który po prostu musi mieć w głowie ten cały śmietnik. Sporo widział i swoje wie. Zabijając dla kraju i pracując dla rządu, "przedawkował" Amerykę. Ramsay, trochę z wyrozumiałości dla bohatera, a trochę z empatii dla nas, nie kładzie na nim krzyżyka. Zgodnie z dewizą czarnego kryminału, jeśli na jego odkupienie nie byłoby nadziei, cała ludzkość miałaby przechlapane. 
1 10
Moja ocena:
7
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Choć kształtowanie się psychiki człowieka jest procesem stosunkowo powolnym, to jego skutki bardzo silnie... czytaj więcej
W swoim poprzednim filmie Lynne Ramsay dała dobry przykład, że najważniejsza w kinie wcale nie jest sama... czytaj więcej
Czołówka milknie. Mrukliwy głos rozpoczyna odliczanie. To głos Joaquina Phoenixa. Nie – dwa głosy. W... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones