Recenzja filmu

Godzilla: Ostatnia wojna (2004)
Ryûhei Kitamura
Masahiro Matsuoka
Rei Kikukawa

Klejnot w koronie Króla

Należę bez wątpienia do grona ludzi absolutnie zakochanych w Godzilli, Król Potworów towarzyszył mi od dzieciństwa, kiedy to w kółko oglądałem na zjechanym VHS-ie "Godzilla vs. Hedorah". Teraz,
Należę bez wątpienia do grona ludzi absolutnie zakochanych w Godzilli, Król Potworów towarzyszył mi od dzieciństwa, kiedy to w kółko oglądałem na zjechanym VHS-ie "Godzilla vs. Hedorah". Teraz, po latach, kiedy jestem już innym człowiekiem, Godzilla powraca w jubileuszowym, podsumowującym jego dorobek "Final Wars", dwudziestym ósmym filmie serii i on także powraca odmieniony. Czy będzie to nadal ukochany potwór, który opanował wyobraźnię widzów od pierwszego swojego pojawienia się w 1954 roku? Czy po 50 latach, po amerykańskim Godzilli i cyfrowej rewolucji w dziedzinie efektów specjalnych Król nadal jest na szczycie? Czy jeszcze wytrzymuje próbę czasu i potrafi się odnaleźć w nowej rzeczywistości? Odpowiedź brzmi: Zdecydowanie TAK. Zmutowany kolos powraca triumfalnie, z pompą i rozmachem, jakiego do tej pory nie widzieliśmy. Po kolei: Fabuła - Stanowi kombinację motywów, które już się w filmach o Godzilli pojawiały: najazd potworów, kosmici, specjalna jednostka do walki z monstrami, wykorzystanie Godzilli jako ostatniej linii obrony Ziemi. Scenariusz zawiera mnóstwo uroczych debilizmów, które na szczęście bawią zamiast żenować, zapewniając salwy śmiechu w kluczowych momentach. Do tego dochodzi cała masa niezbyt subtelnych i nieodparcie wywołujących uśmiech odniesień do filmów takich jak "Matrix" czy "Gwiezdne Wojny". Postaci - Nie jest ich dużo, ale są - znów - rozbrajająco nieporadną próbą zaadoptowania amerykańskich schematów do filmu japońskiego. Główny bohater, Ozaki, nawet przypomina swoim wyglądem Keanu Reevesa! Warto zwrócić też uwagę (sama właściwie się zwraca) na Pułkownika Gordona, jedyną postać mówiącą w filmie tylko po angielsku: wąsatego, grubawgo dowódcę statku Gotengo w mundurze a'la Armia Czerwona, ze słaba dykcją i tekstami rozkładającymi na łopatki Brudnego Harry'ego. Te dialogi trzeba po prostu usłyszeć samemu. Pułkownik Gordon kradnie show. Muzyka - Na początku byłem zaniepokojony informacją, że przy muzyce pracować będzie zespół Sum 41, kojarzący się raczej z lukrowanym kalifornijskim punkiem niż z Królem Potworów. Okazało się jednak, że ich udział ograniczony jest do jednego fragmentu piosenki w walce Godzilli z Zillą (czyli potworem z amerykańskiej wersji "Godzilli" Emmericha - oczywiście zostaje rozniesiony w kilka sekund). Muzyka właściwego kompozytora, Keitha Emersona, jest w kilku miejscach nieudolnie użyta, co znów dodaje uroku. W większości jest bardzo energiczna i oddaje niepoważny klimat filmu. Efekty Specjalne - Dochodzimy do jednej z najważniejszych kwestii w filmach o Godzilli. Nigdy nie były one mocną stroną Toho, bo trudno uznać za realistyczne gumowe kostiumy i domki z tektury. Zawsze jednak można było wybaczyć te niedoskonałości, a nawet stały się one częścią mitologii i charakteru serii. Teraz twórcy z Toho przeszli samych siebie: Fatalne efekty specjalne zostały z pełnym powodzeniem przeniesione w XXI wiek. Mamy więc gumowe kostiumy przetworzone komputerowo, połączone z efektami cyfrowymi w sposób, który uniemożliwia czasem zorientowanie się, jakiej techniki akurat użyto. Pochwały należą sie za spójność efektów, ulepszenie ich przy zachowaniu klimatu ze starych filmów i wykorzystanie ich w sposób charakterystyczny dla teledysków, dzięki czemu klimat pastiszu zostaje jeszcze bardziej spotęgowany. Walki - Tu wychodzi na jaw drobny mankament filmu, a mianowicie całkowity brak walk potworów przez CAŁĄ PIERWSZĄ GODZINĘ i przeładowanie w drugiej połowie. Ich jakość pozwala jednak wybaczyć ten brak równowagi, w końcu nawet to co się dzieje z ludźmi nie jest tak nudne jak to bywało w poprzednich odsłonach serii. Zobaczymy w "Final Wars" całą galerię monstrów starszych i młodszych, w sumie 10 potworów (nie licząc bohatera tytułowego). Pojedynki są naprawdę spektakularne a niesamowite, absurdalne nieraz metody walki zostawiają widzów ze szczęką na podłodze. Ten aspekt jest doprowadzony właściwie do perfekcji, będąc największym atutem filmu. Nie da się ukryć, że "Godzilla: Final Wars" jest produktem przeznaczonym głównie dla fanów, wielkim hołdem dla całej serii i jej wpływu na popkulturę. Zaprawdę, hołd to w wielkim stylu, perła campu, dorównująca, albo nawet przebijająca najlepsze pozycje serii. Jeśli podejdziemy do niej z przymrużeniem oka, (czy da się inaczej patrzeć na 100-metrowego jaszczura niszczącego radioaktywnym promieniem makiety budynków?!) czekają nas dwie godziny czystej rozrywki, przeżycie nieporównywalne właściwie do czegokolwiek innego. Niech żyje Król!
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones