Recenzja filmu

Bokser (1997)
Jim Sheridan
Daniel Day-Lewis
Emily Watson

Kocioł w Belfaście

Konflikt irlandzko-brytyjski, trwający od końca lat 60. XX wieku, z punktu widzenia pacyfisty może wydawać się sytuacją beznadziejną i nie rokującą na szybkie zakopanie topora wojennego.
Konflikt irlandzko-brytyjski, trwający od końca lat 60. XX wieku, z punktu widzenia pacyfisty może wydawać się sytuacją beznadziejną i nie rokującą na szybkie zakopanie topora wojennego. Sprawę pogarsza fakt, że nasz bohater Danny Flynn (Daniel Day-Lewis) będąc Irlandczykiem, ma wszelkie powody do walki z brytyjskim imperialistą, jednocześnie jednak dostrzega bezsens terrorystycznych działań swoich rodaków. Może zatem istnieje nikła szansa na pogodzenie zwaśnionych stron? Nie od dziś wiadomo, że pod płaszczykiem sportowych zmagań udaje się choć na chwilę, biegających po ulicach z pałkami i kamieniami warchołów przeobrazić w zapalonych kibiców, miłujących się w duchu sportowej rywalizacji.

W przeddzień ogłoszenia rozejmu wspomnianego konfliktu, po 14 latach odsiadki, Danny (Daniel Day-Lewis) wychodzi na wolność. Swego czasu poprzysiągł lojalność swoim towarzyszom broni i biorąc na siebie winę za krzywdy wyrządzone Brytyjczykom poszedł siedzieć, zostawiając na wolności swoją miłość Maggie (Emily Watson). Był wówczas również dumą lokalnej społeczności ze względu na bokserskie osiągnięcia, dlatego po odsiedzeniu swojego czasu, nie mając za bardzo pomysłu na życie, postanawia wraz z przypadkowo napotkanym przyjacielem odnowić i ponownie otworzyć salę bokserską. Nie zamierza już ponownie wdawać się w uliczne ani innego typu partyzanckie walki, a jego skromną ambicją jest po prostu nauczać młodych adeptów wymagającej sztuki boksu. Kiedy na horyzoncie znów pojawia się Maggie sprawy nieco się skomplikują, szczególnie, że jej mąż (Brian Cox), a dawny przyjaciel Danny'ego jest głównodowodzącym oddziału IRA.

Chcąc sięgnąć do sedna problemu działań irlandzkiego ruchu oporu, filmowcy najrzetelniej potrafili ukazać poziom dramaturgii i tragizmu organizacyjnego nawiązując do tematyki bratobójczych walk, które toczyły się wśród Irlandczyków, jeszcze w czasach sporów o niepodległość narodu. Ken Loach nakręcił o tym rewelacyjny "The Wind That Shakes the Barley". Całkiem nieźle wyszło to również Neilowi Jordanowi w filmie "Michael Collins", zaś Paul Greengrass odwołując się do przerażającego wydarzenia z 30 stycznia 1972 roku w miasteczku Derry, w filmie "Bloody Sunday" również zawarł motyw sporów wewnątrz szeregów i ukazał, jak tragicznym w skutkach było otwarcie ognia przez irlandzkie bojówki w kierunku brytyjskich wojsk, podczas marszu pokoju. W filmie "The Boxer" konflikt zwaśnionych, irlandzkich braci stanowi równorzędny odważnik, w stosunku do ciekawie i bez zbędnego patosu rozwijającego się wątku miłosnego. Joe – szef oddziału IRA jest zwolennikiem zawarcia pokoju z Brytyjczykami, zaś jego prawa ręka Harry (Gerard McSorley) zdecydowanie woli rozwiązywać konflikty przy pomocy bomb i karabinów, aniżeli polityki. Widzowie, jak to w życiu tak i tutaj będą w stanie postawić się po jednej lub drugiej stronie. Każda z nich posiada mocne argumenty co do swoich przekonań i choć reżyser pod względem moralnym skłania się bardziej ku jednej ze stron, to czyni tak głównie z powodu konsekwentnego budowania charakteru protagonisty i jego rozterek emocjonalno-społecznych.

Po ogłoszeniu rozejmu Danny postanawia zniwelować wszelkie zawiści, organizując walkę bokserską, na której spotka się z przedstawicielem Brytyjczyków, zaś wśród widowni mile widziani są nie tylko katolicy (Irlandia), ale również protestanci (Anglia). Taka forma godzenia stron i pojednania jest dla Harry'ego oznaką słabości. Nie pozwoli Danny'emu zostać symbolem pokoju, tak jak i nie da spokojnie żyć wszystkim zwolennikom rozejmu. Nadejdzie nieuchronny moment, w którym każdym członek organizacji będzie zmuszony opowiedzieć się po którejś ze stron, zaś konflikt na poziomie głównodowodzących oddziałem IRA wzrośnie do stanu porównywalnego z zimną wojną.

Paradoksalnie Danny, będąc jednym z czołowych zwolenników pokoju i rozejmu, zachowując przy tym sporą dawkę wstrzemięźliwości i dystansu do narastającego konfliktu, mimowolnie stanie się obiektem największych nacisków – nie tylko za sprawą chęci pojednania zwaśnionych nacji, ale również z powodu źle ulokowanych uczuć. Jak to zwykło się mówić, "na wojnie i w miłości wszystkie chwyty dozwolone" i choć w sytuacji emocjonalnego kotła o rozum i racjonalizm doprosić się trudno, to jednak zawsze trzeba u ludzi liczyć na resztki refleksji w stosunku do swoich poczynań, mając poczucie, że nie wszystko jest jeszcze stracone, czego "Bokser" jest dobrym i pozbawionym zbędnego patosu dowodem.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones