Lękajcie się!

"Szwedzka teoria miłości" pokazuje też, że reakcją na irracjonalny lęk są równie irracjonalne marzenia. Gandini deklaruje w filmie, że jedynym ratunkiem dla rozpadającej się zachodniej
Erikowi Gandiniemu nie podoba się to, jak wygląda obecnie cywilizacja Zachodu. Od lat tropi i piętnuje patologie typowe dla krajów "pierwszego świata", czego efektem są takie filmy jak: "Nadprodukcja. Terror konsumpcji" i "Wideokracja". Teraz bezwzględne oko włoskiego dokumentalisty spoczęło na Szwedach i Gandini musiał być zachwycony tym, co zobaczył. Szybko zdiagnozował problem, bez przeszkód odkrył jego przyczyny i co najważniejsze – od razu wpadł na pomysł, jak go rozwiązać. Rachu-ciachu i film gotowy.

 

Tyle tylko, że rzeczywistość wcale taka nie jest. Czy szwedzkie społeczeństwo nie zapędziło się przypadkiem w kozi róg, gdzie szczytne idee przerodziły się w systemową patologię? Zapewne. Ale "Szwedzka teoria miłości" – niezależnie od tego, co deklaruje z offu jego twórca – nie jest wcale obrazem spustoszenia, jakie szwedzkie podejście do życia w społeczeństwie czyni w obywatelach. Tak naprawdę niewiele tu prawdy o naturze Szwedów i wadach posuniętej do skrajności koncepcji autonomii jednostki. To w większym stopniu opowieść o przerażeniu, o odrzuceniu świata, w jakim przyszło żyć Gandiniemu, i jego infantylnej wierze w proste życie i pierwotne wartości. I – paradoksalnie – z tego właśnie powodu dokument Włocha okazuje się fascynujący – jako studium społecznej neurozy.

Punktem wyjścia "Szwedzkiej teorii miłości" jest koncepcja systemowego uczynienia ludzi wolnymi. Zgodnie z nią należy pozbawić jednostkę wszelkich relacji zależności narzucanych przez tradycyjny system wartości; kobieta nie powinna być zależna od mężczyzny, rodzice od dzieci, a młodzi od starszych. Ta totalna emancypacja ma doprowadzić do budowy prawdziwych, w pełni świadomych i dobrowolnych relacji interpersonalnych. Koncepcja indywidualizmu, "terroru Ja", jest czymś uniwersalnym dla całego świata Zachodu, jednak w Szwecji przybrała formę systemu funkcjonowania całego państwa.

Gandini patrzy na atomizację szwedzkiego społeczeństwa z nieskrywanym przerażeniem. Nie potrafi jej zaakceptować, nie widzi żadnych jej pozytywów. Kręcąc swój dokument, udaj więc, że dokonuje analizy życia w Szwecji, ale w rzeczywistości pozostaje człowiekiem z zewnątrz, pozbawionym umiejętności przeniknięcia do świata, który tak bezwzględnie wartościuje. Szwecja jest dla niego niczym kasandryczny prorok wskazujący, dokąd zmierza cywilizacja Zachodu, jeśli się nie opamięta. Niezależność i wolność utożsamia z samotnością, a tę bezdyskusyjnie uznaje za jedno wielkie nieszczęście, źródło permanentnego cierpienia egzystencjalnego.

 

Wszystko to sprawia, że "Szwedzka teoria miłości" przeistacza się w prezentację procesu funkcjonowania mechanizmów obronnych stojących za znaczną częścią neuroz. Mamy więc nieustanne podtrzymywanie lęku poprzez selektywny dobór i interpretację informacji. Widać to choćby w tym, że Gandini tylko raz oddaje głos osobie, która żyje zgodnie z zasadami szwedzkiej teorii miłości. I wykorzystuje jej wypowiedzi, by wyśmiać proces sztucznego zapładniania, który niczym nie różni się (jego zdaniem) od zamawiania pizzy z dostawą do domu.

"Szwedzka teoria miłości" pokazuje też, że reakcją na irracjonalny lęk są równie irracjonalne marzenia. Gandini deklaruje w filmie, że jedynym ratunkiem dla rozpadającej się zachodniej cywilizacji jest powrót do źródeł, do prostoty życia, które może było trudniejsze, ale wymuszało na ludziach bliskie relacje, osobisty kontakt. "Szwedzka teoria miłości" poświęca wiele miejsca ludziom, którzy odrzucają system państwa opiekuńczego. Niestety pokazuje jednocześnie, jak bardzo naiwne i niedojrzałe jest ich myślenie. Komuna młodych ludzi skupiających się na kontakcie fizycznym wypada smutno, ponieważ ich desperacka próba szukania autentycznej więzi oparta jest na sztucznym i wymuszonym odgrywaniu bliskości. A szwedzki chirurg, który wyjechał do dziczy w Etiopii, wzbudzi raczej w wielu widzach moralnych gniew, bo chełpi się nieuświadamianą postawą białego zbawcy mieszkańców Afryki.

Ta sprzeczność między deklarowanym a rzeczywistym przesłaniem "Szwedzkiej teorii miłości" mogła pogrążyć dokument Gandiniego. Zamiast tego stała się największą zaletą; pobudza bowiem widzów do myślenia i dyskutowania o filmie i na pewno nie pozwala przejeść obok niego obojętnie. Pomaga również atrakcyjna forma. Reżyser unika nudnego wykładania swoich prawd, starając się maksymalnie uatrakcyjnić przekaz, co miejscami ociera się o kicz i exploitation.
1 10
Moja ocena:
6
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones