Matka i jatka

Alice Lowe, reżyserka, scenarzystka i odtwórczyni głównej roli "Prevenge" - podczas zdjęć sama będąca w ciąży - nie daje się porwać propagandzie macierzyńskiej idylli. W jej wizji "stanu
Horrory nie tylko opowiadają o egzorcyzmach, często same stanowią rodzaj egzorcyzmu.  Pozwalają przecież przepracować rozmaite społeczne i psychologiczne traumy. Weźmy takie "Prevenge", które gładko wpisuje się w tradycję horrorów "ciążowych". Twórcy tychże - dajmy na to: "Dziecka Rosemary", czy "Najścia" - widzieli w tak zwanym "cudzie narodzin" raczej grozę cielesnej inwazji i społecznej presji niż faktyczny cud. Alice Lowe, reżyserka, scenarzystka i odtwórczyni głównej roli "Prevenge" - podczas zdjęć sama będąca w ciąży - również nie daje się porwać propagandzie macierzyńskiej idylli. W jej wizji "stanu błogosławionego" niewiele jest słodyczy. Są za to makabra, czarny humor i żałoba. 

Lowe bierze retorykę rodem z podręczników macierzyństwa i doprowadza ją do koszmarnej skrajności. W czytanych przez główną bohaterkę, Ruth, "instrukcjach obsługi dziecka" pełno jest pouczeń o tym, że "dziecko samo wie najlepiej, co jest dla niego dobre", że "potrzeby dziecka są na pierwszym miejscu", że de facto dziecko rządzi. Sęk w tym, że dojrzewający w brzuchu Ruth płód ma wyjątkowo wygórowane wymagania: przemawia do niej złowieszczo cienkim głosikiem i… domaga się kolejnych ofiar. Kobieta - jak na dobrą matkę przystało - bierze więc nóż i rusza na miasto w poszukiwaniu kogoś do zadźgania.

"Prevenge" ma konstrukcję wiązanki skeczy - każdy z nich prowadzi zaś do morderstwa. Słowo "skecz" jest tu o tyle na miejscu, że Lowe skupia się na inscenizowaniu sytuacji nie tyle groźnych, co niezręcznych. Komedia wyprzedza tu - i wprowadza - suspens. Wiemy, co zamierza Ruth, ale zanim zadźga kolejnego nieszczęśnika, musi przedrzeć się przez plątaninę konwenansów. Jesteśmy w końcu w Wielkiej Brytanii, więc small-talkowa wata i bardzo specyficzne poczucie humoru idą tu ręka w rękę. Otwierająca scena, w której bohaterka odwiedza sklep ze zwierzętami, ma w sobie wręcz coś z Monty Pythona. Miejsce akcji przypomina nawet pamiętny skecz z papugą, a sprzedawca - zachwalający kolejne okazy węży i jaszczurek przy użyciu jawnie fallicznej metaforyki - to niemal klasycznie Pythonowska persona. Lowe bawi się też słowem, parodiuje horrorowe one-linery seryjnych morderców. Kiedy Ruth zabija bezwzględną bizneswoman, robi to, rzucając jej w twarz korporacyjne frazesy o tym, że "musiała zrobić cięcia". 

Reżyserka sprawnie żongluje tu tonacjami, lawirując między humorem a horrorem, horrorem a dramatem. Śmiech sąsiaduje z obrzydzeniem, a zgrzebny realizm nerwowego montażu - z wizyjnymi sekwencjami rozegranymi w rytm pulsujących syntezatorowych arpeggiów, które brzmią niczym łopoczące złowieszczo śmigła helikoptera. Lowe sprawdza się też aktorsko: nie gra po prostu komiksowej psychopatki, wyciska z Ruth szereg subtelnych, nieoczywistych tonów. Zgrabnie balansuje między bezradnością przerażonej kobiety a intensywnością anioła zemsty. Kreuje postać z krwi i kości i skutecznie uwiarygadnia swoją - raczej B-klasową - fabułkę. W przełamywaniu schematyczności - oraz monotonii zasady konstrukcyjnej - pomaga też sposób dawkowania informacji. Motywy kierujące Ruth i jej krwiożerczym dzieckiem nie są początkowo jasne, odkrywamy je powoli.

Co na pierwszy rzut oka wygląda na feministyczną krucjatę, z czasem nabiera znamion osobistej zemsty, a w końcu przepoczwarza się w prawdziwą pracę żałoby. Reżyserka uderza w tony pożegnalne, buduje metaforę przecinania pępowiny i pokazuje, że kiedy coś się rodzi, coś innego umiera. Przybliża też depresjogenny, alienujący potencjał ciąży. Pokazuje, że kobieta ciężarna to ktoś upokorzony, podrzędny; parias zdradzony przez własne ciało i skazany na łaskę otoczenia: obcych, instytucji, zwyczajów. Nieprzypadkowo podczas swoich łowów Ruth raz za razem wciela się w postać petentki, osoby pozbawionej władzy, ubiegającej się o coś: klientki specjalistycznego sklepu, zdesperowanej dziewczyny na dyskotece, kobiety na rozmowie o pracę, zbierającej datki wolontariuszki, wreszcie - pacjentki szpitala położniczego. I za każdym razem bohaterka w końcu odwraca role, przejmuje inicjatywę - dźgając i szlachtując. Ostra emancypacja.
1 10
Moja ocena:
7
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones