Recenzja filmu

Lucy (2014)
Luc Besson
Scarlett Johansson
Morgan Freeman

Mniej niż zero

Twórczość Luca Bessona konsekwentnie obniża poziom, a najnowsza produkcja Francuza nie stanowi wyjątku od tej reguły.
Grany przez Morgana Freemana Profesor Norman podczas prowadzonego przez siebie wykładu, opowiada o tym, że człowiek wykorzystuje tylko dziesięć procent możliwości swojego mózgu. Oglądając "Lucy", można odnieść wrażenie, że założenia Luca Bessona są równie przestarzałe i idiotyczne co wspomniana teoria. Autor wychodzi bowiem z założenia, że kopiując motywy z innych filmów, łącząc je i okraszając technikami narracyjnymi z poprzedniej dekady, jest w stanie nie tylko zapewnić widzom godziwą rozrywkę, ale również przemycić pod tym przebraniem jakąś głębszą treść.

Tytułową Lucy (Scarlett Johansson) poznajemy, gdy ma wyręczyć swojego chłopaka w dostarczeniu pewnej walizki. Mężczyzna szybko ginie, a zawartość przesyłki zostaje umieszczona we wnętrzu brzucha bohaterki. Okazuje się, że jest to nowy narkotyk – CPH4, który jest w stanie dosłownie otworzyć umysł, oferując osobie, która go zażyje, nieosiągalne wcześniej zdolności. Lucy zdana na łaskę mafijnego bossa (Min-sik Choi), zmuszona zostaje do przemycenia substancji przez granicę. Po drodze coś idzie jednak nie tak i narkotyk dostaje się do jej organizmu, dając jej niemal boskie moce.

Twórczość Luca Bessona konsekwentnie obniża poziom, a najnowsza produkcja Francuza nie stanowi wyjątku od tej reguły. Kreślenie wciągających fabuł, od dłuższego czasu nie jest jego mocną stroną, podstawy opowieści w "Lucy" są więc niesłychanie wątłe. Może to być konsekwencja oparcia historii na fałszywych założeniach, czyli teorii, którą przedstawia postać Profesora Normana. Legenda o wykorzystywaniu przez ludzi tylko małego ułamku z całej powierzchni mózgu została lata temu zdementowana chociażby w takich popularnonaukowych programach jak "Pogromcy Mitów", reżyser forsuje ją jednak, jak najnowsze, naukowe odkrycie. Wszystko byłoby w porządku, gdyby materiał został potraktowany z przymrużeniem oka, a być może nawet z lekkim komediowym zacięciem. Niestety, humor reżysera ogranicza się jedynie do kilku znanych i ogranych gagów, a jego obecność można w ogóle z łatwością przeoczyć za sprawą lejącego się z ekranu patosu i pseudofilozoficznych dywagacji, których nie powstydziłby się Paulo Coelho.

Chciałoby się powiedzieć, że jeśli nie treść, to chociaż forma filmu jest tu godna uwagi, wszakże Besson w swoich filmach dąży zawsze do pokazywania scen akcji lub niczym nieuzasadnionej przemocy, by chociaż przez chwilę podzielić się z widzami tym, co sprawia mu faktyczną przyjemność podczas kręcenia. Znowu jednak, czy to z powodu niewystarczającego budżetu, czy też przez ponowne zachłyśnięcie się możliwościami, które oferuje grafika komputerowa, film nie oferuje w tej materii zbyt wiele. Trup ściele się co prawda gęsto, ale mało efektownie, a potencjał drzemiący w niektórych scenach, jest szybko zabijany przez tanie efekciarstwo i infantylizm opowieści.

Schematyczne jest tu wszystko od fabuły, przez rozwiązania reżyserskie, na decyzjach obsadowych skończywszy. Morgan Freeman po raz kolejny wciela się więc w mędrca, który niemal jak w "Zagadkach Wszechświata z Morganem Freemanem" opowiada o rozwoju ludzkości i przybliża rzekomo naukowe teorie. Scarlett Johansson jest z kolei twarda i bezwzględna, co również niedalekie jest od postaci Czarnej Wdowy, w którą od kilku lat wciela się aktorka. Choć oglądanie Johansson to największa przyjemność podczas seansu, dziwi fakt, że zdecydowała się ona na udział w tej produkcji. Grana przez nią bohaterka po około dziesięciu minutach bytności na ekranie całkowicie i bezpowrotnie traci charakter, zamieniając się w zimną maszynę, która co chwila rzuca jakaś "prawdą objawioną". Bessonowi udało się w ten sposób zniszczyć wszelkie nadzieje na pełnokrwistą i wiarygodną bohaterkę kobiecą, której dojmujący brak można odczuć we współczesnym kinie komercyjnym.
Patrząc na "Lucy" w kontekście filmografii Luca Bessona, nasuwa się pytanie, jak długo jeszcze francuski twórca będzie wciskał publice marnej jakości produkcje? Skoro najwidoczniej nie powstrzyma go przed tym środowisko filmowe, bo znane nazwiska wciąż chcą u niego grywać, muszą to zrobić odbiorcy. Tylko czy widzowie kiedyś przestaną nabierać się na te same, znane im wytwory, przemielone i podane w nowych opakowaniach, i przestaną chodzić do kina z nadzieją, że "tym razem będzie inaczej"? Kolejny koszmarek Francuza dowodzi bowiem, że z jego strony na żadną zmianę liczyć nie można.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Luc Besson rozpoczyna swoją produkcję od mocnego uderzenia. Kinomani są świadkami na pozór zwyczajnej i... czytaj więcej
Słynny mit głoszący, iż człowiek używa ledwie parę procent swego umysłu, został już dawno obalony przez... czytaj więcej
Mózg ludzki jest nieprzeniknionym i wciąż nie do końca zbadanym organem, który fascynuje i przeraża... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones