Choć bohaterowie są wyjęci spod sztancy, a fabuła to w dużej mierze zbiór cytatów i zapożyczeń sięgających od "Alicji w krainie czarów" po "Avatara", odkrywanie "Tajemnicy Zielonego Królestwa"
"Tajemnica Zielonego Królestwa" to dobry tytuł, ale oryginalny "Epic" jest jeszcze lepszy. Idealnie oddaje bowiem charakter nowej animacji twórców "Epoki lodowcowej" – pełnego rozmachu rycerskiego eposu o nadludzkich wyczynach herosów broniących swojego ludu. I choć główni bohaterowie mają po kilka centymetrów wzrostu, ich męstwem zachwyciliby się Homer z Sienkiewiczem.
Zielone Królestwo to ukryta głęboko w kniei magiczna kraina zamieszkana przez zachowujące się jak ludzie leśne żyjątka: kwiaty, grzyby, ślimaki, ptaki, myszy itd. Miejscem tym włada dobra i piękna królowa przemawiająca w oryginale pełnym słodyczy głosem Beyonce, a jego i jej bezpieczeństwa strzeże zakon świetnie wyszkolonych facetów w rajtuzach zwanych Liścianami. Jak to, niestety, z bajkowymi włościami bywa, zawsze znajdzie się jakiś smoliście czarny charakter, który będzie chciał je obrócić w perzynę. Tutaj wygląda on jak bliski krewny Kurgana z "Nieśmiertelnego" – ma niezdrową ziemistą cerę, nosi się w skórach zwierząt futerkowych i eksterminuje każdego, kto stanie na jego drodze. Ostatnią nadzieją przypartych do drzewa Liścianów okaże się przybysz z zewnątrz – córka szalonego naukowca zamieniona w liliputa.
Choć bohaterowie są wyjęci spod sztancy, a fabuła to w dużej mierze zbiór cytatów i zapożyczeń sięgających od "Alicji w krainie czarów" po "Avatara", odkrywanie "Tajemnicy Zielonego Królestwa" to całkiem przyjemne zajęcie. Jest w tym filmie i epicki oddech, i łagodny humor, który spodoba się maluchom, a ich opiekunów nie znudzi. Znajdziecie tu wreszcie romans oraz garść lekkostrawnych morałów o honorze, odwadze, dorastaniu do odpowiedzialności i bezgranicznym rodzicielskim uczuciu. Nie zabrakło też zapewnienia o tym, że każdy, nawet najbardziej niepozorny mięczak może w sobie pielęgnować duszę fightera.
Sama animacja to trzydaniowy obiad dla receptorów wzrokowych z deserem w postaci zmyślnie zrobionego 3D. Całość przyrządzono na poziomie, do którego przyzwyczaiły nas najnowsze produkcje ze stajni Pixara i DreamWorks. Raz – jak w scenach podniebnych potyczek pośród konarów drzew – jest hiperrealistycznie. Kiedy indziej – na przykład podczas naszych pierwszych odwiedzin w Zielonym Królestwie – obrazy eksplodują pastelowymi kolorami. Po seansie niejeden widz nabierze ochoty, by zapakować całą rodzinę do samochodu i wyruszyć na łono natury. Szerokiej drogi!
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu