Recenzja filmu

Statek widmo (2002)
Steve Beck
Julianna Margulies
Gabriel Byrne

Nie taki straszny, jak go malują

Mimo zbilansowanej listy wad i zalet tego filmu brakowało mi poczucia grozy, dreszczyku emocji, który niestety albo wsiąknął w szkielet statku "Antonia Grazy", albo zatonął wraz z okrętem,
Do starszych produkcji można podejść dwojako – albo będziemy patrzeć na film przez pryzmat potencjału, jaki można było wykrzesać w momencie jego powstania, albo spojrzymy na niego tak, jak na każdą inną produkcję bez względu na to czy powstała ona w latach 90., czy dwa lata temu. Myślę, że każdy uważa tak samo jak ja, że sprawiedliwie jest oceniać nie naszym, rozwiniętym technologicznie "okiem", a przyrównać go do ówczesnych możliwości kinematograficznych. Oprócz tego wydaje się to dosyć dziwne, że Steve Beck nakręcił tylko dwa filmy- "Statek widmo" i "Trzynaście duchów", które są notabene jednymi z bardziej rozpoznawalnych horrorów początku XXI wieku. 

Początek filmu zaczyna się w 1962 roku, kiedy to statek "Antonia Graza" przemierza ocean, płynąc ku wybrzeżom Ameryki. Na pokładzie pasażerskiego olbrzyma właśnie odbywa się wystawne przyjęcie, na którym śpiewa włoska gwiazda Francesca (Francesca Rettondini). Beztroska zabawa europejskiej śmietanki towarzyskiej zostaje gwałtownie przerwana nieoczekiwanym mordem przynajmniej kilkudziesięciu pasażerów. Spośród nich, jak się mogło wydawać, przeżyła tylko mała dziewczynka Katie Harwood (Emily Browning). Potem akcja przenosi się do czasów teraźniejszych, w których reżyser zaznajamia nas z zespołem dowodzonym przez Murphy’ego (Gabriel Byrne). Owa grupa zajmuje się zawodowo szukaniem wraków i odholowywaniem ich do portu. Bowiem według prawa to, co ktoś znajdzie na otwartych wodach jest jego wyłączną własnością. W trakcie świętowania kolejnej udanej misji zostaje złożona im propozycja dotycząca odholowania nieznanego, dryfującego statku na wodach Morza Beringa. Skuszeni możliwością dużego zarobku natychmiastowo przystają na ofertę Ferrimana (Desmond Harrington). Jednak gdy docierają do poszukiwanego obiektu okazuje się nim być zaginiony przed blisko 40 laty statek "Antonia Graza". Wiedząc, że ów okręt wart jest miliony dolarów od razu postanawiają go odholować, niestety okazuje się, że statek powoli tonie i wymaga naprawy. Wszystko prawdopodobnie poszłoby zgodnie z planem, gdyby nie fakt, że "Antonia Graza" nie jest opuszczona tak, jak podejrzewali. 

Warto zaznaczyć, że Steve Beck postarał się, aby okręt wyglądał faktycznie tak, jak powinien wyglądać po nieużytkowaniu go przez kilkadziesiąt lat. Zardzewiały pokład, pozrywane fragmenty statku, krusząca się farba, nadają realizmu filmowi i pozwalają tym samym wczuć się w jego klimat. Zjawiska paranormalne, których doświadczają poszczególni członkowie zespołu, są przedstawione w subtelny sposób, reżyser nie daje nam na tacy karykaturalnych duchów, które wywoływałyby śmiech, choć niestety ostatnie sceny filmu są tego zaprzeczeniem, jednocześnie niszcząc misternie budowany przez Becka nastrój. Dodatkowym atutem tego filmu jest czerpanie inspiracji z marynarskich opowieści dotyczących znikających statków. Niestety, choć finałowe wyjaśnienie wszystkich zdarzeń związanych zarówno z "Antonia Graza" jak i "Marie Celeste" było zgrabne, mnie osobiście nie przypadło do gustu. 

Mimo zbilansowanej listy wad i zalet tego filmu brakowało mi poczucia grozy, dreszczyku emocji, który niestety albo wsiąknął w szkielet statku "Antonia Grazy", albo zatonął wraz z okrętem, osiadając na dnie Morza Beringa. Nie mniej nie odradzam zaznajomienia się z filmem Becka, jeżeli ktoś jeszcze tego nie uczynił. Warto go zobaczyć, chociażby ze względu na ciekawe ujęcia zdezelowanego okrętu i, bądź co bądź, ciekawą historię statku widmo.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Do lata jeszcze daleko, a na nasze ekrany zaczynają już wchodzić typowo letnie produkcje - lekkie, łatwe... czytaj więcej
Marcin Kamiński

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones