Recenzja filmu

Układ zamknięty (2013)
Ryszard Bugajski
Janusz Gajos
Kazimierz Kaczor

Niepokonani w układzie zamkniętym

W ostatnich kilku latach polska kinematografia, a przynajmniej jej część, zaczęła realizować ambitny plan mówienia o sprawach trudnych, nieakceptowanych przez wielu a także niepasujących do
W ostatnich kilku latach polska kinematografia, a przynajmniej jej część, zaczęła realizować ambitny plan mówienia o sprawach trudnych, nieakceptowanych przez wielu a także niepasujących do utartej propagandy czy ogólnej wiedzy. Pomimo wielu wciąż boleśnie idiotycznych produkcji, które scenami przesyconymi erotyzmem i przemocą mają nas zadowolić, dało się moim zdaniem znaleźć kilka perełek. Oczywiście do wielkich filmowych produkcji jeszcze wiele im brakuje, ale ich reżyserzy, producenci i scenarzyści nie boją się poruszać spraw trudnych, zwykle zamiatanych pod dywan z nadzieją, że jak o czymś nie będziemy mówić to tego nie będzie. Do tego worka wrzuciłbym takie filmy, jak "Róża" (2011) i "Drogówka"Drogówka (2013)(2012) Wojciecha Smarzowskiego, "Pokłosie" (2012) Władysława Pasikowskiego, "Obława" (2012) Marcina Krzyształowicza, "Bez wstydu" (2012) Filipa Marczewskiego oraz "Tajemnica Westerplatte" (2013) Pawła Chochlewa, a także najświeższy kinowy hit i myślę, że jeden z najlepszych w tym roku (jak nie najlepszy) – "Układ zamknięty" Ryszarda Bugajskiego. Pewnie o kilku zapomniałem, ale to z racji tego, że albo nie zapadły mi głębiej w pamięć, albo ich nie oglądałem. Te produkcje poruszają naprawdę ciężkie tematy i przełamują pewne tabu.

Z drugiej strony mocno ubolewam nad innymi produkcjami, przy tworzeniu których celem było zarobienie pieniędzy, a nie nasycenie widza. W tym worku widziałbym z kolei "1920. Bitwa warszawska" Jerzego Hoffmana czy "Bitwa pod Wiedniem" Renzo Martinelliego. Dwa tak piękne zwycięstwa polskiego oręża aż prosiły się o poważne potraktowanie, które ja rozumiem przez przygotowanie świetnego scenariusza, dobranie odpowiednich aktorów (bo tych brakowało) i nieprzesycanie filmu zbędnymi efektami, ale co tam moje zdanie – ja przecież nie jestem reżyserem i nie wiem co przyciąga ludzi do kin.

Wracając jednak do sedna tej recenzji, czyli do "Układu zamkniętego". Wybrałem się na film Bugajskiego kilka dni temu, gdyż słyszałem na jego temat wiele pochlebnych opinii. Negatywne też do mnie dotarły, ale było to podobnie jak przy "Drogówce" czy "Pokłosiu" – czyli głównie tych środowisk, w które te filmy miały uderzać (słusznie lub niesłusznie). W przypadku "Układu…" wszystko dziwnym trafem (bez ironii) zbiegło się mniej więcej w czasie z naszymi szczecińskimi wydarzeniami, kiedy to CBA oraz prokuratura zatrzymały szefa szczecińskiego konsorcjum gastronomicznego, jednego z największych jubilerów w regionie, właściciela firmy pogrzebowej oraz kilka innych osób, w związku z zarzutami wręczania oraz przyjmowania korzyści materialnych, w tym między innymi opłacania kursów taksówkami. Co ciekawe – wniosek o areszt upadł, a niedługo potem zatrzymani wyszli na wolność. Oczywiście prokuratura i CBA przerzucały wzajemnie na siebie odpowiedzialność w podejmowaniu decyzji i argumentowaniu zatrzymania.

Tematyka produkcji zainteresowała mnie już wcześniej, gdyż lubię wszelkie filmy i seriale, w których przewijają się wątki związane z naszą polityką czy funkcjonowaniem państwa na linii władza-obywatele, a w tym przypadku chodziło o władzę sądowniczą. Film miał być oparty na faktach, ale nie miał być dokumentem, o czym należało pamiętać przed jego rozpoczęciem. Pokazywał zlepek historii wielu ludzi, którzy zostali niesłusznie posądzeni przez szeroko rozumiane państwo o popełnienie przestępstwa, a po oczyszczeniu się z zarzutów nie usłyszeli nawet przeprosin. Takich przykładów można byłoby wyszukiwać na potęgę.

Obsada została dobrana w sposób rzetelny. Bugajski nie łasił się na nazwiska – dzięki Bogu (i Bugajskiemu) nie było tam ani Karolaka, ani Szyca, ani Adamczyka. Przede wszystkim poszedł w jakość. Świetnie została obsadzona rola głównego bohatera – czarnego charakteru – granego przez Janusza Gajosa, czyli prokuratora Andrzeja Kostrzewy. Ciężko byłoby mi teraz wymienić jakąś czarną kreację Gajosa, bo ja zapamiętałem go głównie dzięki trzem rolom – Janka Kosa z Czterech pancernych, premiera Henryka Nowasza z "Ekipy" oraz Benka z "Pitbulla". Żadna z nich nie była po tej ciemnej stronie mocy. Czy to była jego rola życia? Myślę, że życia to może nie, ale najlepsza jaką do tej pory zagrał, ponieważ liczę jeszcze na tego tuza polskiego aktorstwa. Jednak na wyróżnienie zasługuje jeszcze jedna postać i jest to Wojciech Żołądkowicz, czyli prokurator Kamil Słodowski, który był świadomym wykonawcą plany przygotowanego przez Kostrzewę (Gajosa). Pokazuje to jak bezwzględny i brutalny potrafi być świat intryg. Miałem przez cały czas nadzieję, że jednak Słodowski okaże się człowiekiem honorowym, co pokazałoby pewną walkę dobra ze złem. Jednak po filmie cieszy mnie fakt, że Bugajski nie poszedł w sztampowe starcie, a pokazał jak bardzo władza deprawuje, że człowiek pomimo początkowych wątpliwości oraz wyrzutów sumienia, potrafi się zmienić. Do tej dwójki dodałbym jeszcze rolę Kazimierza Kaczora, czyli naczelnika Urzędu Skarbowego Mirosława Kamińskiego. I ten tercet stanowił o sile tego filmu.

Natomiast słabość produkcji znalazłem w wielu innych bohaterach – przedsiębiorcach i ich rodzinach – którzy zostali potraktowani po macoszemu i stanowili dalekie tło dla głównej trójki. Rozumiem, że zamysłem reżysera było pokazanie tego wszystkiego od tej drugiej – złej – strony, a nie od heroicznej walki żon o swoich niesłusznie oskarżonych mężów, ale czegoś mi tutaj właśnie brakowało. Panie były, moim zdaniem, kompletnie bezbarwne, chociaż sama obsada nie była zła. Problem tkwił w przypisanej im roli.

Na miejscu reżysera rozszerzyłbym jeszcze kilka innych wątków lub przygotował taką wersję z perspektywy innych osób. Chciałbym zobaczyć tę fabułę oczami dziennikarza śledczego, który ujawnił to wszystko, albo oczami samych przedsiębiorców i ich rodzin. Nie musiałaby to być wersja kinowa – ciekawszym wyjściem byłaby wersja telewizyjna – taki mini serial, jak w przypadku Pitbulla. Nie obraziłbym się mogąc dokładnie zobaczyć, jak reporter Robert (Krzysztof Ogłoza) zbiera materiały, nagrywa rozmowy, współdziała z żonami i rodzinami poszkodowanych w szerszym ujęciu niż to dostaliśmy teraz.

Film sam w sobie jest dosyć ciekawy, pomimo wspomnianego wcześniej mankamentu, gdyż pokazuje – jak to określił sam reżyser – chorobę, "która toczy polską demokrację, polską prokuraturę, sądownictwo i całą resztę". Pokazuje mechanizm, w którym szeroko rozumiana władza (minister, prokurator, naczelnik urzędu skarbowego) i media (naczelny, który dał przykaz przygotowania materiału na zlecenie) przenikają się wzajemnie, bo każdy ma wobec kogoś zobowiązania, przysługi lub haki na kogoś.

I wcale nie dziwi mnie fakt, że przy powstawaniu Układu… Bugajski miał problem z zebraniem budżetu na jego wykonanie, gdyż PISF robił wszystko, aby nie łożyć na to z własnej kieszeni. Dlaczego? Pewnie dlatego, że nikt nie chciał mieć później całkowicie przypadkowej kontroli Skarbówki czy wjazdu panów z CBA na polecenie prokuratury. Zresztą podobne problemy – finansowanie i wielką antykampanię – miał film opowiadający historię obrony placówki na Westerplatte, dlatego że przedstawił inny niż normalnie przyjęty (i od lat nauczany) obraz tamtych wrześniowych wydarzeń. To wszystko jest efektem tego, że wszystkie wymienione przeze mnie na początku produkcje burzyły pewien zastany ład. Wystarczy zajrzeć do jednego z numerów Newsweeka (gdzie podjęto próbę ataku na twórców filmu) albo na portal Niepokonanych, gdzie gromadzą się osoby pokrzywdzone przez błędne (celowe lub przypadkowe) decyzje organów państwowych. Oby udało się kiedyś zmienić obecne status quo tak, aby urzędnicy zaczęli odpowiadać dyscyplinarnie (i nawet karnie) za swoje decyzje, które niszczą życie normalnym obywatelom.

Pomimo kilku niedociągnięć polecam ten film wszystkim osobom bez względu na status społeczny czy zawodowy. W szczególności wielu bezdusznym urzędnikom państwowym niższego i wyższego szczebla, którzy myślą, że to my jesteśmy dla nich, a nie oni dla nas.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Sądząc po recenzjach, percepcja "Układu zamkniętego" zależy głównie od sympatii politycznych piszących.... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones