Recenzja filmu

Siedem potęg (2006)
Chi Leung 'Jacob' Cheung
Andy Lau
Zhiwen Wang

Not Another Happy Killing

Wyobraź sobie następującą sytuację. Jesteś studentem historii na jakimś wydziale nauk humanistycznych (tak się składa, że nikt nic ostatnio nie organizuje, więc akurat jesteś trzeźwy).
Wyobraź sobie następującą sytuację. Jesteś studentem historii na jakimś wydziale nauk humanistycznych (tak się składa, że nikt nic ostatnio nie organizuje, więc akurat jesteś trzeźwy). Dowiadujesz się, że najbliższe warsztaty ze starożytności będą prowadzone przez jakiegoś przyjezdnego wykładowcę. Słyszałeś, że jest naprawdę dobry, więc wiele oczekujesz. Jednak kiedy przychodzisz na zajęcia, stwierdzasz, że to chyba nieporozumienie, lipa jednak jest. Gość jest ubrany jak pajac, z denkami od szampana na nosie o dioptriach - 3000, w mokasynkach bez podeszw. Dziwacznie się zachowuje i jakby nie może odnaleźć się w uczelnianych realiach. Zdaje się, że gdzieś w kieszeni jeszcze przed chwilą miał klucz do sali, że powinien stuknąć obcasem u rektora zanim rozpocznie wykłady, że… Uczucie żenady narasta i nagle zupełnie jasne i klarowne staje się gdzie spędzisz popołudnie – na pewno nie tutaj. Kiedy nazajutrz wracasz, nie możesz uwierzyć w to, co słyszysz. Okazuje się, że ów ekscentryczny jegomość to historyk z prawdziwego zdarzenia. Nie dość, że nosi herb starego angielskiego rodu historyków, którzy uczyli dzieci monarchów z Buckingham Palace, to zajęcia okazały się być nader wciągające, interaktywne, zabawne, pouczające i w ogóle zapadające w pamięć. Jest na ustach wszystkich. Cóż za strata! Teraz wyrzucasz sobie, że tak pochopnie postanowiłeś pójść przepić te 40 polskich złotych.

Ocenianie kogokolwiek i czegokolwiek po pozorach jest zgubne. Nie jeden generał przegrał przez to bitwę i nie jeden pilny student stracił możliwość zdobycia wiedzy w ciekawy sposób. Ale co to ma wspólnego z filmem?

"Siedem potęg" to kolejny utwór z cyklu produkcji pochylających się nad bogatymi dziejami i kulturą przodków chińskiej cywilizacji. Akcja rozgrywa się w 370 r p.n.e. na przełomie etapów nazywanych "Okresem Wiosen i Jesieni" oraz "Okresem Walczących Królestw". Fabułą i przypisami zarysowuje nieco przylekką kreską początek tego fragmentu historii Chińczyków, kiedy z wielu państewek władanych przez feudałów-magnatów wyłoniło się siedem większych (Qin, Zhao, Chu, Han, Qi, Yan, Wei) walczących ze sobą o hegemonię na terenie dorzeczy dwóch wielkich rzek: Rzeki Żółtej i Jangcy. O ile "Siedem potęg" skąpi wsparcia dla faktów historycznych, to znakomicie sobie radzi z utrzymaniem unikatowego dla tamtych ziem klimatu kulturowo-filozoficzno-religijnego. IV w. p.n.e. i wcześniejsze sami Chińczycy nazywają "czasem stu szkół", kiedy to wykwitało całe mnóstwo koncepcji definiowania i poznawania otaczającej nas rzeczywistości.

Klasztorów, rodów, klanów, dworów no i szkół wyznających najróżniejsze systemy wartości było na tyle dużo, że niemożliwym z dzisiejszej perspektywy jest ich skatalogowanie. Z punktu widzenia ówcześnie żyjących ludzi, poznawanie nowych nauk, mniej lub bardziej rodzimych, było niezwykle ciekawe, o czym pisze XVI wieczny skryba - Wu Cheng'en. Co ciekawe, twórcy wielu z nich wcale nie byli zażenowani świadomością, że poszukują uniwersalnej prawdy o naturze wszechrzeczy metodą prób i błędów; byli świadomi, że większość ich nauk upadnie. I tak rzeczywiście się stało, niemniej można dzięki temu sporo dowiedzieć się o mentalności i sposobie myślenia tych ludzi, tak różnego (i dlatego pociągającego) od europejskiego. Na przykład szkoła pierwszoplanowej postaci, taktyka Ge Li, zakładająca walkę bez nienawiści okazała się niestety bardziej podatna na upływ czasu niż ludzka żądza krwi i ekspansji kosztem innych. Ale na bazie tamtych prób "obcowania z myślą" pozostały ideologie, które istnieją do dziś (legizm, motizm), spośród których pewne są wciąż praktykowane (konfucjanizm, taoizm). A to nie koniec walorów, jakimi raczy nas Chi Cheung. Generalnie im dalej cofać by się w odmęty przeszłości Dalekiego Wschodu, tym bardziej rzeczowość i ścisłość faktów oddaje pola ludowym podaniom i baśniom opowiadającym o tajemniczych istotach, pół ludziach, pół zwierzętach, bogach i herosach magicznymi żerdziami kładących pokotem całe zastępy wrogów ojczyzny. "Siedem potęg", w przeciwieństwie do "Hero" czy "Trzech królestw" jest bardzo, ale to bardzo powściągliwy w tej kwestii i nie próbuje robić z kogoś nadczłowieka, do czego przecież uprawniałoby go dość odległe w czasie osadzenie fabuły.

Bardzo przyjemnie jest się od czasu do czasu zanurzyć w czymś, co nie trąci hollywoodlandem na milę. Owszem, kinematografia z Chin odkrywa swoje ubytki w zestawieniu z zachodnią. Wynika to głównie z wciąż uboższego warsztatu i skromniejszego portfela, ale jakżeż stratny byłby każdy, kto nie poświęciłby czasu tej opowieści, kogo odrzuciłby smutny plakat dystrybutora, zła fama takiego gatunku, albo efekty specjalne za dychę, prawda? Zupełnie jak naszego studenta…
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones