Recenzja filmu

Los numeros (2011)
Ryszard Zatorski
Lesław Żurek
Justyna Schneider

O szczęście trzeba grać va bank

Zatorski nie trafił szóstki w filmowego totka, ale nie poniósł też klęski, którą zwiastowało mu paru recenzentów (w tym niżej podpisany). Wylosował mocną trójkę. Muchas Gracias, Señor.
Nie jest dobrze – pomyślałem, gdy na plakacie i w napisach początkowych "Los Numeros"  nie znalazłem nazwiska scenarzysty. Podobna sytuacja zdarzyła się przy okazji innego dzieła Ryszarda Zatorskiego, "Dlaczego nie!". Jeśli osoba odpowiedzialna za scenariusz – czyli kręgosłup filmu – wstydzi się pod nim podpisać, można spodziewać się tylko najgorszego. Zwłaszcza, gdy chodzi o komedię kryminalną, która intrygą i niespodziewanymi przewrotkami fabularnymi stoi.

O dziwo, "Los Numeros" nie wykręca widzom nieprzyjemnego numeru. Tempo filmu jest szybkie, bohaterowie – sympatyczni, zaś cała opowieść trzyma się nawet kupy. Dopiero w finale autor widmo daje ciała. Plan szwarccharakteru mógłby dość do skutku chyba tylko wtedy, gdyby w jego posiadaniu znajdował się zagłuszacz fal mózgowych. Ponieważ na ekranie nie pojawia się żadna sugestia dotycząca tego urządzenia, zakładam, że go jednak nie było. No, ale do słabych zakończeń w większości polskich kryminałów (także literackich) zdążyliśmy się już chyba przyzwyczaić.

W "Los Numeros" przydarzyła się za to kumulacja dobrego aktorstwa. Lesław Żurek, który zazwyczaj zachowuje się przed kamerą jak maszyna do losowania, tutaj ma błysk w oku i łotrzykowski uśmiech. W dodatku ubiera się jak policjant z Miami, wozi terenowym samochodem i mieszka na warszawskim Mariensztacie. Gdyby wszyscy nasi mundurowi byli takimi fajnymi gośćmi, z murów i ścian bloków dawno zniknęłyby hasła HWDP.  Komediowego węgla do pieca dorzucają wiecznie żujący gumę Antoni Pawlicki jako partner bohatera oraz Artur Dziurman w roli wrednego komendanta, który ma problem z wymawianiem trudnych wyrazów. Tyły ubezpiecza trio funkcjonariuszy urzędu Ochrony Dziedzictwa Narodowego. Na pierwszy rzut oka wyglądają na strasznych gamoni, ale gdy robi się gorąco, wykazują się przydatnymi zdolnościami.

Zatorski spędził ostatnie lata, kręcąc komedie romantyczne przypominające raczej katalog luksusowych ubrań niż pełnowartościowe filmy. Parę brzydkich przyzwyczajeń pozostało mu, niestety, z tamtego okresu. Wciąż daje się zauważyć u niego skłonność do niepotrzebnego efekciarstwa oraz pokazywania stolicy w stylu  reklamówek „Zakochaj się w Warszawie na święta”.  Zakładam jednak, że widzom wychowanym na TVN-owskiej ramówce (a to właśnie ta stacja wyłożyła pieniądze na realizację "Los Numeros") nie będzie to szczególnie przeszkadzać.

Podsumowując: Zatorski nie trafił szóstki w filmowego totka, ale nie poniósł też klęski, którą zwiastowało mu paru recenzentów (w tym niżej podpisany). Wylosował mocną trójkę. Muchas Gracias, Señor.
1 10
Moja ocena:
5
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones