Recenzja filmu

Ted 2 (2015)
Seth MacFarlane
Mark Wahlberg
Seth MacFarlane

Oczko mu się odlepiło, temu Tedu

Jeżeli "Ted 2" miał ugruntować misiową pozycję w panteonie popkulturowych gwiazd, do których Seth MacFarlane zdaje się mieć wyraźną słabość, to nie udało się - wyszła klapa i pogrążenie w
Jeżeli "Ted 2" miał ugruntować misiową pozycję w panteonie popkulturowych gwiazd, do których Seth MacFarlane zdaje się mieć wyraźną słabość, to nie udało się - wyszła klapa i pogrążenie w czeluściach odbytniczo-wydzielinowych.

Druga część pluszowych perypetii dla dorosłych oscyluje wokół problemów tożsamościowych tytułowego bohatera. Ted i Tami-Lynn (Jessica Barth), chcąc zażegnać małżeński kryzys, podejmują decyzję o sprawieniu sobie dziecka. Miś nie może jednak zostać ojcem, ponieważ w świetle prawa okazuje się… nie być istotą ludzką. Rozpoczyna więc z przyjacielem Johnem (Mark Wahlberg) sądową batalię o swoje to be or not to be w społeczeństwie. Zadanie o tyle trudne, że Ted jest z natury jednostką aspołeczną.



Prześmiewczość, która z założenia miała być jazdą bez trzymanki, została tutaj nazbyt ugrzeczniona, co było zresztą delikatną bolączką już w części pierwszej. Zakrawa to na pozerstwo reżysera i próbę trafienia z jednej strony w target rodzinny, z drugiej w młodzieżowy, co nie może przynieść pozytywnego rezultatu. Żarty są niekiedy zbyt rozmyte i niewyraźne, jakby zasnute kannabistyczną mgiełką, przez co trudno uznać je na trzeźwo za zabawne. Brak pozytywnego feedbacku ze strony miłośników zielonej przyjemności świadczy chyba o tym, że film jest właściwie dla nikogo. Ot, można go obejrzeć na klasyczne odmóżdżenie i zapomnieć.

Nagromadzenie gwiazd wydaje się miejscami zbyteczne, choć na pewno zwiększa zyski. O ile krótki epizod Liama Neesona zostaje rozegrany pomysłowo, z odpowiednim napięciem i zabawną aluzją do jego skonwencjonalizowanego wizerunku artystycznego, to w przypadku Morgana Freemana jest już znacznie gorzej. Reżyser kompletnie nie wykorzystuje znakomitego aktora, nie ma żadnego pomysłu na jego postać, a żarty na temat „boskiego głosu” krążą w Internecie już od kilku lat. W dodatku z postacią odgrywaną przez Freemana łączą się spore mankamenty scenariuszowe i bardzo słabe rozwiązanie akcji w stylu deus ex machina (sic!), na które czekamy już wówczas ze znacznym znużeniem. Dwugodzinny metraż okazuje się bowiem zupełnie nie przystawać do głupawo-komediowego charakteru filmu, który jest przez to nad wyraz rozwleczony. Pozostałe epizody (Tom Brady, Flash Gordon) są raczej typowo fanowskie.



Pomimo, że całość nie prezentuje się najlepiej, nie można zapominać o pewnych zaletach najnowszej produkcji Setha MacFarlane’a – znajdziemy tu bowiem nutkę artyzmu. Kłopoty z prawnym charakterem tożsamości Teda można czytać jako głos w debacie na temat wszelkiego rodzaju mniejszości i ich praw. Dość sprawnie współgra to z krytyką absurdów amerykańskiego systemu sądownictwa. Również funkcjonowanie telewizji zostaje trafnie wyśmiane, a poziom prezentowanych programów może wręcz napawać lękiem co do sprawności umysłowej zarówno ich twórców, jak i odbiorców. Celna jest też parodia dramatu sądowego, który znamy w ubogiej wersji z wielu rodzimych programów. Ponadto w wielu scenach dostało się użytkownikom mediów społecznościowych, a jeden z najzabawniejszych fragmentów filmu to frustracja prawniczki Sam L. Jackson (Amanda Seyfried), która musi odkręcić wstawienie smutnej minki na Facebooku z powodu domniemanej śmierci Johna.

Są w "Tedzie 2" śmieszne sceny, takie jak reakcja na skróconą wersję historii Afroamerykanów, przytoczoną przez czarną kasjerkę ("you make history come alive"), czy pomysłowe wykorzystywanie znanych klisz, na przykład w scenie kłótni małżeńskiej, która przeradza się w sąsiedzkie wyzwiska. Wszystko to ginie jednak w potoku niesmaczności. Sperma, piwo, kupa na ścianie. Można naturalnie zarzucać sobie zbyt poważne podejście do komediowej błahostki, ale nie w tym rzecz. Końcowe wrażenie jest kwestią odpowiedniego rozłożenia akcentów. Ostatnio chociażby twórcy filmu "Głupi i głupszy bardziej" pokazali całkiem niezłe wyczucie pomiędzy zabawną głupkowatością a niesmakiem, tworząc udaną kontynuację głośnego hitu sprzed 20 lat.

Reżyserowi brakuje przede wszystkim dystansu, którego mógłby uczyć się od Sachy Barona Cohena. Seth MacFarlane wydaje się jednak zbyt rozmiłowany w swojej popkulturowej amerykańskości, w której jest tak zanurzony, że wręcz niezdolny do trochę bardziej krytycznego spojrzenia na otoczenie. Zabrakło choć odrobinki jadu pośród tych wszystkich ekranowych wydzielin.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Kto nie lubi komedii? Ze świecą szukać osoby nielubiącej od czasu do czasu odłożyć na bok poważniejsze... czytaj więcej
Jest w "Tedzie 2" scena z ogromnym potencjałem. Otóż do sklepu, w którym pracuje tytułowy misiek,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones