Recenzja serialu

Wyspa Harpera (2009)
Steve Boyum
Rick Bota
Elaine Cassidy
Katie Cassidy

One by one

"Wyspę Harpera" polecił mi mój kolega. "Obejrzyj sobie "Wyspę Harpera" – mówił, "to jest naprawdę dobry serial" – mówił. Niestety już po pierwszych odcinkach przekonałem się, że ten serial wcale
"Wyspę Harpera" polecił mi mój kolega. "Obejrzyj sobie "Wyspę Harpera" – mówił, "to jest naprawdę dobry serial" – mówił. Niestety już po pierwszych odcinkach przekonałem się, że ten serial wcale nie jest taki dobry…

Akcja filmu toczy się na tytułowej wyspie, na której przed 7 laty doszło do serii brutalnych morderstw. Główna bohaterka, Abby Mills, której matka również została zamordowana, wraca na wyspę, kiedy jej najlepszy przyjaciel, pochodzący ze zwykłej rodziny Henry Dunn, bierze ślub wraz córką zamożnego biznesmena – Trish Wellington. Wraz z przybyciem gości weselnych zaczyna się typowa gra w morderstwo, w której każdy podejrzewa każdego.

Mniej więcej w tym momencie kończy się to, co jest ciekawe w "Wyspie Harpera". Cała reszta to, nie boję się tego napisać, porażka, ale po kolei.

Zacznijmy od reżyserii. Kręcąc serial w taki stylu trzeba być dość utalentowanym i doświadczonym reżyserem, aby się nie pogubić i przedstawić całość w przystępny sposób. Żaden z trzech reżyserów (Steve Boyum, Rick Bota, Sanford Bookstaver) niestety tego nie umie. W serialu jest masa błędów logicznych, dziwnych sytuacji, zbiegów okoliczności i absurdów. Najbardziej kłuje w oczy to, że na początku serialu na wyspie kolejne osoby znikają, ale nikt tego nie zauważa, a jak już ktoś zauważy, to zwyczajnie olewa nagłe zniknięcie znajomego. W dodatku reżyserzy od pierwszego odcinka, bardzo mocno sugerują, kto za tym wszystkim może stać. Dopiero w połowie serialu zostajemy "zaskoczeni" tym, że to jednak nie ta osoba.

Młodzi i piękni aktorzy w większości starają się dobrze grać, chociaż nie zawsze im wychodzi. Niestety postacie, które przyszło im zagrać, są nijakie i płytkie, a do tego prawie żaden nie budzi sympatii, co jest dość dziwne w tego typu serialu. Z reguły twórcy chcą, abyśmy współczuli i kibicowali bohaterom, a w "Wyspie Harpera" kiedy widzimy praktycznie jakąkolwiek postać myślimy sobie: "proszę, niech on/ona wreszcie zginie". Według opisu serialu główną bohaterką jest Abby (zagrana przez Elaine Cassidy), jednak przez nieudolną reżyserię mamy wrażenie, że jest ona odsunięta do postaci drugoplanowej, a cała akcja dzieje się tylko wokół pary młodej (Katie Cassidy i Christopher Gorham). Kończąc wątek bohaterów nie mogę nie powiedzieć o chyba najbardziej irytującej postaci dziecka w historii kina – Madison Allen (Cassandra Sawtell). Pierwszy raz zdarzyło mi się, żeby mała dziewczynka wzbudziła we mnie tyle niechęci i wściekłości. Chyba głównie dzięki tym emocjom uważam, że jest to najlepsza postać w serialu.

"Wyspa Harpera" miała dość duży potencjał i gdyby tylko za reżyserię wziął się ktoś lepszy, mógłby z tego wyjść całkiem przyzwoity serial. Pomimo tego że opisałem ten serial negatywnie, był moment kiedy oglądałem go z ciekawością. Były to kulminacyjne odcinki sezonu (od 9 do 12), ale prawie wszystkie pozytywne emocje przyćmił od razu odcinek 13 i koncertowo spartaczone zakończenie.
1 10
Moja ocena serialu:
3
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones