Parkerowie przyjmą Was z otwartymi ramionami

Rozgrywający się w targanym słońcem Mexico City oryginał z 2010 roku nakręcony przez Jorge Michel Graua parzył wręcz ukrytymi pasjami i politycznym "bulwersem". Kontrastowo remake Jima
Rozgrywający się w targanym słońcem Mexico City oryginał z 2010 roku nakręcony przez Jorge Michel Graua parzył wręcz ukrytymi pasjami i politycznym "bulwersem". Kontrastowo remake Jima Mickle (gościa od bardzo średniego "Stake Land" lub o wiele już lepszego "Cold in July")  – którego akcja ma miejsce w wiejskim miasteczku w Ameryce podczas "znacznej powodzi" – topi widza swoimi odniesieniami do wody. Deszcz spływający po białych jak mleko twarzach, ciała płynące z prądem w dół rzeki, gryząca i zatęchła wilgoć, która dosłownie przedostaje się nam aż do samych kości. Jesteśmy bardzo daleko od Meksyku. Tak naprawdę bardzo daleko od gdziekolwiek, z towarzyszącym nam przez cały seans odludnym i odizolowanym tonem, bardziej przywodzącym na myśl wspomnienia z "Winter's Bone" lub "The Village" niż te z konwencyjnego horroru. 


Kiedy Emma (Kassie DePaiva), matka rodziny matriarchalnej, nagle pada martwa podczas zakupów w lokalnym sklepie, sprawy w jej zubożałej familii, do której należą: mąż Frank (Bill Sage), dwie nastoletnie córki Iris (Ambyr Childers), Alyce (Odeya Rush) i mały synek Rory (Jack Gore), zmieniają się bezpowrotnie. Są jednymi z ostatnich z wymierającej rasy, która sięga jeszcze czasów amerykańskich pionierów. Kompletnie odcięta od miejscowej społeczności, cała rodzina staje w konfrontacji z tropem zaginionych dziewczyn, którym podąża lokalny doktor (Michael Parks) oraz zastępca szeryfa (Wyatt Russell), i który prowadzi ich nieubłaganie pod ich drzwi. Determinacja osieroconej rodziny, by zachować tradycję ich przodków przychodzi ze skrajnie brutalną odsieczą, w czasie gdy potop ogarnia całą wioskę.

Śmierć jest wszędzie w umiejętnie wycieniowanym scenariuszu napisanym przez  Jima Mickle'a i Nicka Damiciego (który gra także lokalnego szeryfa). Doktor wykonuje autopsję dla całego hrabstwa z profesjonalnym dystansem, lecz nie potrafi pożegnać się z córką, którą stracił przed laty. She’s just gone – mówi mu łagodnie Damici – It happens. I wish to God it didn’t. Po drugiej stronie miasteczka mrówki w setkach obchodzą gnijącą padlinę, rozrywając resztki resztek. Nic w przyrodzie nie ginie. Na lokalnym cmentarzu Iris znajduje swoją pierwszą prawdziwą miłość. Jest naprawdę uroczo. Niezbyt częste eksplozje przemocy są ulgą dla długich, smutnych momentów ciszy, w których bohaterowie kontemplują nad swoim przeznaczeniem. Są tym, czym są i nic nie jest w stanie ich zmienić.

"Jesteśmy tym, co jemy" to nasączony żałobą horror, umiejscowiony w desperackim uniwersum bez Boga. Intensywnie szokujący ze znakomitą grą ze strony ojca, doktora i obydwu córek, które składają w całość konfliktujące ze sobą ambicje bohaterek wraz z rozgoryczeniem, odrazą, lojalnością i rozładowują cały miks w katartycznym zakończeniu. Możliwe, że film zbyt długo jest szeptem i jest wyjątkowo zimny, lecz to ciągle jeden z najlepszych horrorów jakie dane mi było zobaczyć w ciągu ostatnich kilku lat. Trafia w dobre miejsca i porusza, a każdy składnik produkcji – gra aktorska, scenariusz, montaż ocieka jakością tak obficie jak całe podtapiające się miasteczko. 
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones