Recenzja filmu

Szamanka (1996)
Andrzej Żuławski
Iwona Petry
Bogusław Linda

Piękna bestia

W tym kontekście "Szamanka" wydaje się krzykiem nie tylko Gretkowskiej, jako zagorzałej feministki, ale całego pokolenia kobiet. Protestem przeciwko szufladkowaniu ich przez mężczyzn.
Filmy Andrzeja Żuławskiego niejednokrotnie ocierały się o arcydzieło i zadziwiały swoim rozmachem. Wyklęty i zakazany na 16 lat "Diabeł", to jedno z najlepszych rozliczeń z niechlubną historią Polski, zaś genialnie nakręcone, choć nieukończone "Na srebrnym globie", śmiało można postawić obok najważniejszych dzieł z gatunku sci-fi. Polski reżyser zasłynął jednak przede wszystkim jako skrajny indywidualista i szarlatan. Został wypędzony z kraju, znienawidzony przez ówczesną cenzurę za niemoralność, szerzenie pornografii, przekraczanie granic dobrego smaku i szydzenie z narodowych świętości.

W jednym ze swoich ostatnich filmów, "Szamance", również nie miał zamiaru oszczędzać widza. Klękanie przed krzyżem, złożonym ze zdjęć nagiego ciała, mielenie szczurzego mięsa wraz z mięsem przeznaczonym na spożycie oraz szereg obscenicznych zachowań, kojarzonych z prowokacjami Pasoliniego czy wyobraźnią Jodorowsky'ego, mogły wywołać oburzenie u przeciętnego widza pod koniec XX wieku.

Główna bohaterka filmu zwana "Włoszką" (Iwona Petry), dołącza do bogatej galerii intrygujących przedstawicielek płci pięknej, występującej u Żuławskiego. Przypomina pewną siebie Nadine z "Najważniejsze to kochać", wyuzdane, emanujące seksem "harpie" z "Diabła" czy wygłodniałą "modliszkę" Annę z "Opętania". Stanowiąca destrukcyjne połączenie Carol ze "Wstrętu"Polańskiego i żony z "Antychrysta" z Hannibalem Lecterem postać, napisana przez Manuelę Gretkowską, to wyzwolona z wszelkich norm, łamiąca wszelkie tabu, nieobliczalna femme fatale, traktująca uzależnianie od siebie, zwodzenie dla zabawy i doprowadzanie do moralnego upadku poznanego przypadkiem antropologa (Bogusław Linda), jako swoje największe hobby. Nadpobudliwe reakcje obronne, płochliwość, słabość do kociej karmy i surowego mięsa sprawiają zaś, że bliżej jej do dzikiego zwierzęcia niż istoty ludzkiej.

W tym kontekście "Szamanka" wydaje się krzykiem nie tylko Gretkowskiej jako zagorzałej feministki, ale całego pokolenia kobiet. Protestem przeciwko szufladkowaniu ich przez tzw. samców alfa. "Włoszka", która więcej czułości okazuje szczurowi niż mężczyźnie i sama wybiera sobie partnerów, jest nie tyle przejaskrawionym tworem, co zaprzeczeniem stereotypowego wizerunku matki Polki, z utęsknieniem czekającej na powrót utrzymującego rodzinę męża (która jedną ręką miesza zupę, a drugą przewija dziecko) oraz wizerunkowi kobiety jako przedmiotu seksualnego zaspokojenia. W "Szamance" mamy do czynienia z odwróceniem tego stereotypu. To mężczyźni są tutaj tylko figurami, marionetkami w rękach wygłodniałej "Włoszki". Bełkoczący, głupi, nienasyceni, podporządkowani.

Niestety. Scenarzystka całą swoją uwagę poświęciła samej postaci, zapominając przy tym zupełnie o opowiadanej historii. Złośliwi mogą stwierdzić, że sceny, używając eufemizmu, "nietypowego" seksu, są tu przerywane fabułą. Powracający wątek odnalezionego przez antropologów ciała szamana wydaje się z szerszej perspektywy kompletnie nieistotny. Brakuje ekspozycji bohaterów, niespójność fabularna razi, zaś dialogi sprawiają wrażenie zaimprowizowanych po alkoholu. Powierzchowność jest tu tak ogromna, że cała intencja i przekaz filmu ulatuje. Zostaje jedynie poczucie zażenowania pomieszanego z niesmakiem, a widz nie ma już ochoty szukać w nim drugiego dna.

Fabularne dziury to i tak nic w porównaniu z aktorstwem. Większość scen jest koszmarnie nienaturalna, zaś bełkoczący, mówiący przez siebie, szczerzący się do kamery bohaterowie, zachowują się, jakby grali w slapstickowej komedii. Bogusław Linda po raz kolejny nieudolnie kopiuje Franza Maurera, a jego miny podczas scen łóżkowych... trudno to właściwie opisać. Wisienką na torcie okazuje się niestety sama Iwona Petry. Intencje Żuławskiego były słuszne. Biorąc do roli nieprofesjonalną aktorkę, dał on upust swojej swobodzie twórczej, chcąc uchwycić naturalność wyrazu "aktorki". Niestety, niezamierzenie wyszła z tego komedia. Każdy jej gest, każde wypowiadane słowo czy mina, to żałosny popis amatorszczyzny. Do tego technicznego bałaganu trzeba dodać również niechlujne skoki montażowe pomiędzy poszczególnymi scenami i nachalnie wtrącany motyw muzyczny, przypominający (sic!) pęd pociągu.

Całą tę nieprzystawalność zapędów twórczych duetu Żuławski - Gretkowska do ostatecznego, widocznego na ekranie efektu, trafnie skomentowała Dorota Masłowska w jednym ze swoich esejów. Pozwolę sobie użyć jego fragmentu jako puenty. "Film niemożliwy, cały czas balansujący na cienkiej granicy, za którą nieobliczalność przechodzi w niedopuszczalność, a szaleństwo w idiotyzm".
1 10
Moja ocena:
3
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Andrzej Żuławski to człowiek, który jest magnesem przyciągającym wszelkie złe rzeczy. Jego pierwszy film... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones