Recenzja filmu

Idol z ulicy (2015)
Hany Abu-Assad
Tawfeek Barhom
Kais Attalah

Pieśń nadziei

"Idol z ulicy" pokazuje, że nie każdy film musi być dziełem oryginalnym, wywracającym porządek narracji. Czasem wystarczy po prostu talent do ożywiania klisz, do nasycania ich emocjami i
Hany Abu-Assad pozostaje wierny tematom bliskowschodnim. Jednak od czasu "Paradise Now" stał się nieco większym optymistą. "Idol z ulicy" to piękna pieśń ku pokrzepieniu serc. A co najważniejsze, inspirowana rzeczywistymi wydarzeniami.


Bohater filmu – Mohammad Assaf – jest prawdziwą postacią. Jego rodzicami są Palestyńczycy. Od czwartego roku życia mieszkał w obozie dla uchodźców w Strefie Gazy. Od dziecka śpiewał i występował publicznie, głównie na lokalnych weselach. W 2013 roku przedostał się do Egiptu, by w Kairze wziąć udział w drugiej edycji "Arabskiego Idola". Jego występy zjednoczyły na chwilę Palestyńczyków rozdartych przez polityczny konflikt między Hamasem a Fatah.

Trudno się więc dziwić, że to właśnie on stał się tematem jednego z najbardziej optymistycznych filmów w karierze reżysera. Twórca odsłania przed nami kolejne etapy życia Assafa, koncentrując się przede wszystkim na jego osobistych zmaganiach związanych z realizacją marzeń. Bliski Wschód i chaos konfliktów, jakie się przezeń przetaczają, są tu na drugim planie. Widać je w ruinach domów, w siatkach granicznych i murach, we wszechobecnych posterunkach wojskowych. Ale na tym tle życie bohaterów toczy się jak wszędzie. Pod tym względem "Idol z ulicy" jest naturalnym rozwinięciem "Omara", poprzedniego filmu Abu-Assada, pokazując, że marzenia i nadzieje ludzi są czymś uniwersalnym, niezależnym od warunków, w jakich przyszło im żyć.



 Formalnie "Idol z ulicy" jest podręcznikową produkcją. Hany Abu-Assad nie bawi się w eksperymenty. O drodze Assafa do sławy opowiada "po bożemu", zaczynając od pierwszych muzycznych kroków w dzieciństwie i nieudanych wczesnych prób uzyskania sławy w wieku młodzieńczym, przez obowiązkowe chwile załamania, kończąc na efektach niezłomności ducha i determinacji. Siłą filmu jednak nie jest to, co reżyser pokazuje, ale jak to czyni. Prosta w gruncie rzeczy opowieść, z oczywistym i znanym od początku zakończeniem, fascynuje, a całość ogląda się z niesłabnącą uwagą. Wszystko dlatego, że reżyser potrafił przekonać nas do bohaterów. Mimo że są oni postaciami z opowieści, jakich wiele, to stają się bliscy widzom, są sympatyczni i chętnie się im kibicuje. Aspekt polityczny przemycony został nienachalnie. Daje o sobie znać w pozornej przypadkowości plenerów, na tle których kręcone są zdjęcia. A kiedy wprost poruszane są tematy drażliwe (na przykład kontroli dokumentów), reżyser sprawnie rozbraja je humorem. 



"Idol z ulicy" pokazuje, że nie każdy film musi być dziełem oryginalnym, wywracającym porządek narracji. Czasem wystarczy po prostu talent do ożywiania klisz, do nasycania ich emocjami i pozytywną energią. To czyni z filmu rzecz prostą, ale potrzebną. Nie tylko widzom na Bliskim Wschodzie. 
1 10
Moja ocena:
7
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones