Recenzja filmu

Makala (2017)
Emmanuel Gras

W drodze

Pięknie sfotografowany i pozbawiony odautorskiego komentarza film można w pierwszej chwili wziąć za fabułę – ma wyraźną, trzyaktową strukturę, obliczone z matematyczną precyzją zwroty akcji, a
Kontemplacja niejedno ma imię. Istnieją dla przykładu filmy, zwłaszcza z nurtu slow cinema, przy których najlepiej kontemplować wzory na kinowych fotelach. Są też takie, w których rozciągnięte stąd do wieczności sceny układają się, dosłownie i metaforycznie, w fascynującą podróż – zapis wspólnej drogi bohatera, filmowca i widza. "Makala" jest tym drugim. 

Uwaga, streszczam fabułę: facet pcha rower. Kurtyna. Na rowerze są paczki z węglem, który bohater wiezie na handel. Jesteśmy w Kongu, mężczyzna imieniem Kabwita chce wybudować dla swojej rodziny nowy dom. W pierwszej scenie widzimy, jak ścina drzewo. W kolejnych, jak rąbie drewno, wznieca ogień i usypuje nad pogorzeliskiem gigantyczny kopiec, zaś powstały węgiel pakuje na zdezelowany jednoślad. Spokojnie, to tylko ekspozycja. Sednem jest bowiem sama droga – nieprawdopodobna, ponad półgodzinna sekwencja wyprawy do oddalonego o dziesiątki kilometrów miasteczka. Mam nadzieję, że nie brakuje Wam krzepy. 

Pięknie sfotografowany i pozbawiony odautorskiego komentarza film można w pierwszej chwili wziąć za fabułę – ma wyraźną, trzyaktową strukturę, obliczone z matematyczną precyzją zwroty akcji, a nawet wyraźną puentę, która pracuje na poziomie fabuły, warstwy symbolicznej oraz społecznego komentarza. Nie dajcie się jednak zwieść, to rasowe kino faktu – kręcone chronologicznie, dokumentujące zmagania Kabwity w quasi-rzeczywistym czasie, inspirowane żelazną klasyką podobnych opowieści, czyli "Śmiercią człowieka pracy" nieodżałowanego Michaela Glawoggera

Znój wędrówki i towarzyszące jej rytuały ustalają rytm i nastrój całości, zaś postoje bohatera zamieniają się w zaskakujące interludia. Reżyser i operator w jednej osobie, Emmanuel Gras, pozostaje blisko Kabwity. Panoramuje wokół niego, zagląda mu przez ramię, zawiesza kamerę tuż przed twarzą, wciąż zmienia perspektywę. Za dnia czyni go częścią korowodu innych, omiatanych pyłem i umęczonych do granic wytrzymałości wędrowców. W nocy zamienia jego drogę w podróż na pograniczu jawy i snu – ciągnące się za horyzont pustkowie oraz szosa oświetlana wyłącznie lampami przejeżdżających samochodów sprawiają wrażenie iście księżycowego krajobrazu. W tle oczywiście Afryka – tym razem obserwowana bez manieryzmów rodem z kina przyrodniczego, bez zaklinania biedy w "poetyckich" kadrach i łzawych wokaliz. 

Że "Makala" jest filmem, w którym pchamy ten rower razem z bohaterem, chyba dodawać nie muszę – wszystko za sprawą precyzyjnej formy, narracyjnej finezji i reżyserskiej samokontroli Grasa. Z kolei u kresu podróży czeka na nas coś, czemu kształt mogą nadać tylko najlepsi dokumentaliści. Zapowiedź niejasnej przyszłości, którą naprawdę musimy się przejąć. 
1 10
Moja ocena:
8
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones