Recenzja filmu

Hodowla (2013)
John McNaughton

W malowanej piwnicy, tańcowali kalecy...

Co sprawia, że książki Stephena Kinga stają się bestsellerami? Ich psychologiczna głębia, niebanalny pomysł, wartka akcja i język? Po trosze. Jego horrory i thrillery chwytają za gardło i
Co sprawia, że książki Stephena Kinga stają się bestsellerami? Ich psychologiczna głębia, niebanalny pomysł, wartka akcja i język? Po trosze. Jego horrory i thrillery chwytają za gardło i wywołują gęsią skórkę realiami amerykańskiej prowincji, gdzie za fasadą spokoju i konserwatywnej moralności ludzkie dewiacje i spaczenia sprowadzają krzywdę na bliźnich. W biały dzień, na spokojnych przedmieściach, w zadbanych salonach i kuchniach upiory zrodzone z psychiki stają się realne.
Film Johna McNaughtona odwołuje się do takiej właśnie poetyki grozy, wciąż nie do końca wyeksploatowanej przez produkcje głównego nurtu. Bo chociaż Hollywood raczy nas kolejnymi wersjami slasherów i filmów o duchach, nie doczekaliśmy się w klimatach horroru takich choćby "1000 akrów". O ile historią zawartości piwnicy Fritzla Europa była poruszona latami, o tyle w USA takie historie są na porządku dziennym. Nic tylko przenosić na ekran.


W "The Harvest" mamy wszystko: i piwnicę, i zadbany dom, i przedmieścia, i sad. McNaughton, znany z kultowego "Henry: portret seryjnego zabójcy" i uroczej nowelki grozy ''Haeckel’s Tale'', po raz kolejny zrobił trzymający w napięciu obraz. Oto Maryann (Natasha Calis) przeprowadza się do dziadków po śmierci rodziców. Oczywiście tęskni za utraconymi bliskimi, popłakuje, musi zacząć szkołę w nowym miejscu bez wsparcia starych znajomych. Włóczy się po okolicy zabijając czas i tak trafia do położonego na uboczu domu Richarda i Katherine (Michael Shannon i Samantha Morton). Jak każde amerykańskie dziecko, naturalnym jest dla niej zajrzenie przez okno, gdzie odkrywa spoczywającego w łóżku, ciężko chorego Andy’ego (Charlie Tahan). Zaskoczona ucieka, ale następnego dnia wkrada się do niego przez okno (cóż za odwrócenie ról-wkradanie się przez okno to przecież domena chłopców). Taki jest początek pięknej przyjaźni.

To, co zapowiada się jak średni melodramat, powoli eskaluje w coś pomiędzy thrillerem kryminalnym a horrorem. Oto bowiem nadopiekuńcza matka chłopca, szanowana lekarka, przepędza nastolatkę jak natrętną muchę. I bynajmniej nie jest to spowodowane troską o zakażenie jej wychuchanego jedynaka bakteriami z zewnątrz. Krępa pani doktor nie chce, aby ktoś zburzył jej machiaweliczny plan i budowaną latami równowagę.

Film ma wiele wad. Jest schematyczny (tradycyjnie, dziadkowie za grosz nie wierzą przestraszonej wnuczce) i momentami dość przewidywalny. Nijak nie chce się uwierzyć w oś fabularną, jaką jest przyjaźń dzieciaków, bo mało prawdopodobne, by wszędobylska i energiczna panna chciała spędzać czas z nowo poznanym inwalidą, z którym jedyne co można zrobić to pograć na konsoli. Ale to wszystko schodzi na drugi plan gdy weźmie się pod uwagę mały realizm w budowaniu świata przedstawionego. Scenarzysta był tu bardzo staranny i nie zapomniał o czymś tak trywialnym, jak wyjaśnienie ciągłej obecności ojca w domu (fenomenalnie flegmatyczny i poczciwy Shannon), tego, skąd Katherine bierze zaawansowane leki ani o czymś tak ludzkim jak romans przytłoczonego obowiązkami i niedocenianego męża. Całości dopełnia wyborna gra aktorska. Natasha Calis z naturalną swobodą odgrywa okłamującą dziadków panienkę, by w następnej scenie uroczo zagrać zakłopotanie. Samodzielna niczym bohaterki filmu "Żaba i wombat na tropie dyrektora", w chwilach niebezpieczeństwa zamienia się w tą, kim naprawdę jest – bezradną, przestraszoną dziewczynkę. Samantha Morton także ma genialnie napisaną rolę. O ile archetyp nadopiekuńczej i neurotycznej matki objawia się tu w pełnej krasie, napady wściekłości Katherine pokazują, że okrucieństwo nie musi polegać na siekaniu ludzkiego ciała maczetą. Intryga ma akceptowalny jak na tego typu film poziom zapętlenia i wstrząsa swoimi okrutnymi założeniami.

Podsumowując, w filmie podoba mi się najbardziej pointa. Parafrazując Wiedźmina: ludzie są dobrzy tylko dla siebie i swojego otoczenia. Obca osoba znaczy tyle, co nic, gdy w grę wchodzi dobro naszych bliskich. Stara prawda podana w atrakcyjnej, filmowej formie. Tym dosadniejsza, gdy nieczułość i brak miłosierdzia widzimy u ludzi z zawodów pożytku publicznego.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones