Recenzja filmu

Młyn i krzyż (2011)
Lech Majewski
Rutger Hauer
Michael York

W stronę nowych przestrzeni

Polski lekarz i pedagog, Stefan Szuman, napisał kiedyś: "Obraz nie staje się piękny wówczas, gdy się tego i owego o nim dowiadujemy i gdy go porównujemy z innymi obrazami, ale wtedy, gdy wnikamy
Polski lekarz i pedagog, Stefan Szuman, napisał kiedyś: "Obraz nie staje się piękny wówczas, gdy się tego i owego o nim dowiadujemy i gdy go porównujemy z innymi obrazami, ale wtedy, gdy wnikamy umiejętnie w jego świat i w jego budowę i gdy stajemy się zdolni przeżyć w sposób właściwy piękno, na które patrzymy". Zdanie to trafnie określa proces kontemplacyjnego oglądu dzieła sztuki. Niejako pod dyktando tejże maniery Lech Majewski, ceniony powszechnie reżyser, malarz i poeta stworzył monumentalną rekonstrukcję obrazu Pietera Bruegla Starszego pt. "Droga na Kalwarię".

Film "Młyn i Krzyż" jest adaptacją książki Michaela Francisa Gibsona pod tym samym tytułem. Autor eseju, będącego wnikliwą analizą dzieła niderlandzkiego malarza, zwrócił się do Lecha Majewskiego z propozycją realizacji eksperymentalnego projektu. Dla reżysera nie było to pierwsze tego typu doświadczenie. Zafascynowany malarstwem zrealizował w 2003 roku film "Ogród rozkoszy ziemskich", który nazywał "osobistym pamiętnikiem bohatera". Jest jednak spora różnica pomiędzy dziełem inspirowanym malarstwem Boscha, a rekonstrukcją treści obrazu Bruegla. Różnicę stanowi forma dzieła i zastosowana estetyka. W najnowszym projekcie Majewski wykorzystał nowe media – technologię 3D, możliwości techniki Blue Box oraz CGI (obraz generowany komputerowo). Tym samym zbliżył się do paradygmatu kina interaktywnego, z jego naczelnym propagatorem Grahamem Weinbrenem. Weinbren, który od końca lat 70. tworzy dzieła z wykorzystaniem technik interaktywnych, ma na swoim koncie kilka filmów, będących w zasadzie pionierskim osiągnięciem w dziedzinie przeniesienia na ekran kinowy treści i głębi obrazu malarskiego (m.in. "Lwy Petera Paula Rubensa", "Keelmen Heaving in Coals by Moonlight").

Lech Majewski stanął przed nie lada wyzwaniem. Płótno flamandzkiego artysty o wymiarach niespełna 124x170 cm zapełnione jest kilkoma setkami postaci(!). Autor "Angelusa" wybrał spośród nich zaledwie dwanaście. Ich losy stały się tematem jego najnowszego filmu. Nie sposób jednak stwierdzić, czy wybór w pełni eksploruje zamysł genialnego malarza. Niemniej jednak, erudycja, jaką stosuje Majewski, w połączeniu z siłą obrazu, którą udało mu się przenieść na ekran, przemawiają za tym, iż jego wizja jest nieporównywalna z tym co dotychczas oglądaliśmy w kinie. Akcja filmu rozgrywa się w ciągu jednego dnia w 1564 roku. Treść obrazu zręcznie splata mękę Chrystusa z martyrologią mieszkańców Flandrii, będącej w XVI wieku pod hiszpańską okupacją. Najbardziej wyraziste postacie to właśnie oprawcy wyróżniające się jaskrawoczerwonymi kubrakami. Osoba Jezusa, znajduje się w centrum obrazu. Niknie jednak w tej gmatwaninie postaci, reprezentantów najróżniejszych stanów. Reżyser, biorąc pod uwagę kompozycję obrazu, wyjaśnia ukrytą symbolikę przedstawionej sceny. Obraz cechuje szczególna symetria. Lewa strona płótna to sfera życia, symbolizowana przez Drzewo Życia i życiodajne miasto. Strona prawa natomiast to płaszczyzna śmierci. Adekwatnie, znajduje się tutaj więc drzewo śmierci oraz Golgota, miejsce kaźni. Nad wszystkim góruje monumentalna skała, a na jej szczycie znajduje się młyn. Młynarz, pełni boską funkcję wprawiania wszystkiego w ruch. Majewski, słusznie nadaje mu nadrzędną funkcję. W filmie, o tym wszystkim dowiadujemy się od samego malarza, narratora opowieści, który tłumaczy sens dzieła swojemu przyjacielowi, mecenasowi sztuki Nicholasowi Jonghelinckowi. Porównuje on proces tworzenia dzieła do tkania pajęczej sieci.

Nawiązując do tego konceptu, reżyser w wywiadach komentuje, iż "wykonana praca może być porównana do tkania ogromnego cyfrowego gobelinu zbudowanego z wielowarstwowych perspektyw, zjawisk atmosferycznych i ludzi". Najnowszy film twórcy "Szklanych ust" staje się więc zapowiedzią nowego wymiaru kina – przestrzeni, w której sztuka i technika łączą się. Owocem tego mariażu jest namacalna i pełnokrwista materia obrazu, stanowiąca nie lada gratkę dla wszystkich miłośników piękna.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Pomysł na "Młyn i krzyż" może przyprawiać o polucję każdego ambitnego marketingowca. Trudno wyobrazić... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones