Recenzja filmu

Powrót do Brideshead (2008)
Julian Jarrold
Matthew Goode
Ben Whishaw

Z miłości do snobizmu

"Powrót do Brideshead" to przewodnik po świecie wytworności, bogactwa, władzy i etykiety, którego każdy mieszkaniec jest szakalem żywiącym się padliną cudzych uczuć.
Julian Jarrold w swoim najnowszym filmie wprowadza widzów na salony arystokracji. To świat wytworności, bogactwa, władzy i etykiety. To świat iluzji, gdzie żyje się ponad stan, oddaje hołd złudnym ideom, pozostając w całkowitej niewoli konwenansów i snobizmu. To świat bezwzględnej brutalności, którego każdy mieszkaniec jest szakalem żywiącym się padliną cudzych uczuć. Każda próba buntu okazuje się blagą, bo też poza granicami wytworności i wiary nie ma dla nich nic. Kto zatem przy zdrowych zmysłach chciałby się do tego świata dostać? Na to pytanie odpowiada główny bohater filmowej opowieści - Charles Ryder (Matthew Goode). Charles pochodzi ze statecznej anglikańskiej rodziny. Choć deklaruje, że jest ateistą, jego poglądy są mocno purytańskie. Kiedy niezbyt sympatyczny przypadek postawi na jego drodze zniewieściałego, z pozoru mocno niedojrzałego Sebastiana Flyte'a, otworzą się przed nim drzwi do tajemniczego, obcego uniwersum bogatych katolików. Ten świat całkowicie uwodzi Charlesa swoim pięknem, dekadencją i zepsuciem. Jest w tym coś tragicznego i fascynującego zarazem. Choć nigdy do końca nie będzie dane Ryderowi w nim pozostać, stojąc zawsze z boku, łapczywie spija blichtr i uczucia, stając się pijawką żywiącą truchłem dawnej arystokratycznej chwały, zanim w końcu bezpowrotnie przeminie. "Powrót do Brideshead" teoretycznie jest adaptacją powieści Evelyna Waugha, która przed 60 laty ostro podzieliła krytykę. Film zapewne nie wywoła równie gorących sporów, jest jednak dobrym przykładem tego, jak traktuje się literacki pierwowzór w Fabryce Snów. Czytelnicy będą mieli duży problem z odnalezieniem się w filmowej opowieści. Jarrold wykorzystał bowiem postaci i scenografię, lecz ustawił je zupełnie inaczej, zmieniając całkowicie wymowę. W filmie bardzo wyraźnie zarysowano wątek homoerotyczny i zbudowano romansowy trójkąt Sebastian-Charles-Julia. Jest to zabieg atrakcyjny dla widza kinowego, niestety banalizuje tragedię Sebastiana. W książce znajduje się on w sytuacji bez wyjścia, rozdarty między własnymi potrzebami a wiarą i zasadami, w które mocno wierzy (mimo że mówi co innego). Ta nieznośna sytuacja sprawia, że ucieka w świat alkoholu, zamyka się w więzieniu niezdolny zarówno do walki, jak i do jej porzucenia. W filmie staje się afektowanym szczeniakiem, któremu facet złamał serce. Filmowemu "Brideshead" zabrakło również tego, co było podstawową siłą powieści – atmosfery umierającej epoki. W sposób symboliczny opowiedziana zostaje tam historia Upadku Imperium Brytyjskiego. U Jarrolda zostają z tego tylko słowa. Reżyser równoważy jednak te fabularne niedostatki piękną oprawą. Zdjęcia Jessego Halla zachwycają pięknem kompozycji, sprawiając, że całość jest estetycznie wysmakowana, wręcz arystokratyczna. Pozytywnie zaskakują również aktorzy, przede wszystkim Ben Whishaw, który całkowicie odmienił postać Sebastiana, wybijając się ponad wyczyn Anthony'ego Andrewsa z serialowej adaptacji. Świetnie w epizodach prezentują się Ed Stoppard i Patrick Malahide. Jednak klasą samą dla siebie jest wspaniała Emma Thompson i już tylko dla niej warto wybrać się na ten film.
1 10
Moja ocena:
6
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Brideshead to miejsce marzeń. Piękne, stylowe, wytworne, fascynujące. Jego mieszkańcy – arystokratyczna,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones