Recenzja filmu

Miasto śmierci (2006)
Gregory Nava
Jennifer Lopez
Antonio Banderas

Zdane tylko na siebie

W trakcie poszukiwań informacji do recenzji filmu "Miasto śmierci" dowiedziałem się, że podczas kręcenia obrazu doszło do kilku nieprzyjemnych incydentów. Reżyserowi Gregory'emu Navie grożono
W trakcie poszukiwań informacji do recenzji filmu "Miasto śmierci" dowiedziałem się, że podczas kręcenia obrazu doszło do kilku nieprzyjemnych incydentów. Reżyserowi Gregory'emu Navie grożono śmiercią, jeden z pracowników planu został pobity przez meksykańską policję, doszło nawet do kradzieży sprzętu nagrywającego. Udało mi się także dowiedzieć, że większość tak zwanych "spraw martwych kobiet w Juarez", nierozwiązanych do 2003 roku, zachowało przerażające status quo aż do dzisiaj. Mało tego, w sierpniu 2006 roku organy ścigania całkowicie pozamykały sprawy, konstatując, że nie zostały złamane żadne prawa międzynarodowe. Amnesty International poinformowała, że życie straciło około czterystu kobiet, podczas gdy faktyczna liczba ofiar wyniosła ponad pięć tysięcy.

Bardzo zbliżone fakty Nava przedstawił w swojej produkcji, jednakże początkowo podszedłem do nich z pewnym dystansem. W "Mieście śmierci" szybko poinformowano, że historia oparta jest na prawdziwych wydarzeniach, ale jak to z filmami bywa - często popadają w przesadę. Mój sceptycyzm wyparował po odnalezieniu informacji potwierdzających te podane w produkcji. Zastąpił go szok i niedowierzanie, że XXI wiek jest świadkiem tak skandalicznych procederów.

Bohaterką filmu jest ambitna dziennikarka Lauren Adrian. Chcąc awansować postanawia rozwikłać tajemnicę gwałtów i morderstw, popełnianych na młodych kobietach w mieście Juarez przy granicy meksykańsko-amerykańskiej. Udaje jej się odnaleźć jedną z ofiar, która zdołała przeżyć i uciec. Postanawia pomóc młodej dziewczynie. Od tego momentu także życie Lauren jest zagrożone.

Obraz Gregory'ego Navy nabiera głębszego znaczenia, patrząc nań przez pryzmat informacji, jakie zawarłem w początkowym akapicie. Twórca "Mojej rodziny", nie bacząc na przeciwności i awersję ze strony ludzi, którzy byliby w stanie zrobić mu krzywdę, stworzył film w pewnym sensie przełomowy. Jako pierwszy ukazał horror, jakiego doświadczają niewinni ludzie tuż pod nosem potęgi gospodarczej, jaką są Stany Zjednoczone. Gwałty i morderstwa to tak naprawdę tragiczny wierzchołek góry lodowej, jaką są spiski, zmowy, korupcja i wyzysk. Międzynarodowe umowy gospodarcze, które miały na celu poprawę standardów życia i umożliwienie zarobku, zmieniły się w źródło praktycznie niewolniczej pracy.

W filmie "Miasto śmierci" jesteśmy świadkami wszystkich okropieństw, jakie przed chwilą wymieniłem. Nava nie boi się opowiadać o nich wprost, bez owijania w bawełnę wskazując winnych. Policjanci, prawnicy, urzędnicy, biznesmeni - wszyscy mają za zadanie tuszowanie śladów, zacieranie poszlak, uciszanie świadków. Brutalne sceny morderstw i szokujące ujęcia masowych grobów są niezwykle sugestywne i stanowią o sile filmu, który jako całość mogę określić jako, niestety, tylko przeciętny. Scenariusz pełen jest bowiem fabularnych dziur i niezrozumiałych przeskoków akcji, a dialogi momentami rażą pretensjonalnością. Zupełnie niepotrzebne wydały mi się retrospekcje dotyczące traumatycznej przeszłości Lauren, które nie wnoszą absolutnie nic do historii i mają za zadanie jedynie sztuczne wydłużenie filmu.

Wybór Jennifer Lopez do głównej roli w obrazie traktującym o tak poważnej tematyce nie był najlepszy. Gwiazda "Seleny" przez większą część filmu jest nijaka - nie przekonuje, momentami jest żenująco nienaturalna, często jej gra popada w infantylność. Sprawia wrażenie, jakby nie dała rady udźwignąć tak trudnej roli. Znacznie lepiej prezentują się bohaterowie drugoplanowi, zwłaszcza Maya Zapata w roli Evy, ofiary, której udało się przeżyć napaść. Nieźle radzi sobie także Banderas, jako Alfonso Diaz, dawny kochanek Lauren. Swoją drogą, ten wątek również wydaje się zbędny w kontekście całości obrazu.

To, co sprawia, że film, mimo fabularnych wad, ogląda się przyjemnie, to wyraziste zdjęcia połączone z dynamicznym montażem. Reynaldo Villalobos umiejętnie sfilmował brudne i ciasne uliczki niewielkiego miasteczka i można odnieść wrażenie, że spacerujemy po Juarez wraz z bohaterami. Ziarniste zdjęcia wydają się wypełnione palącym meksykańskim słońcem, zaś podczas ujęć obrazujących miasta amerykańskie - utrzymane są w zimnej tonacji. Pod względem technicznym nie można "Miastu śmierci" zarzucić zaniedbań.

Krótko mówiąc, film twórcy "El Norte" nie powala ani fabularnie, ani aktorsko, ale jednocześnie długo nie pozwala o sobie zapomnieć. Ukazany w "Mieście śmierci" problem nadal istnieje, a najbardziej przerażające jest to, że organizacje zdolne do poczynienia jakichkolwiek działań w celu poprawy sytuacji - zupełnie ich zaniechały, pozostawiając meksykańskie kobiety samym sobie. Ważne jest jednak, żeby o tej sprawie mówić. Mówić, by nie zapomnieć. I "Miasto śmierci" jest takim niknącym w obłudzie głosem.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Nie zawsze mamy okazję obejrzeć ciekawy i dobrze zrealizowany film inspirowany prawdziwymi wydarzeniami.... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones