Recenzja filmu

Pacjent zero (2018)
Stefan Ruzowitzky
Matt Smith

Zombie: Początek

Oprócz typowych zombie, czyli umarłych powstających z grobów, do wizerunku których przyzwyczaiły nas najwcześniejsze filmy z tego gatunku, osobną grupę stanowią żywi ludzie zdziczali pod wpływem
Filmów o zombie było już wiele. Odkąd George A. Romero "Nocą żywych trupów" zapoczątkował ten podgatunek horroru, mogliśmy obserwować różne wersje historii o grupkach ludzi walczących o przetrwanie na bliżej nieokreślonych obszarach opanowanych przez mozolnie poruszających się nieumarłych. Innym razem plaga zainfekowanych nieznanym wirusem osób rozprzestrzeniała się na cały świat i nie były to już powolne żywe trupy, lecz zwinne i inteligentne istoty, do walki z którymi stanąć musiało wojsko. Zdarzały się też kameralne produkcje, przedstawiające osobiste tragedie pojedynczych osób zmuszonych do skonfrontowania się z problemem przemiany w monstrum w gronie najbliższych sercu osób, tak jak to było w filmie "Maggie", oraz historie z przymrużeniem oka, udowadniające, że do tematu żywych trupów można podejść również na wesoło ("Zombieland" czy "Wiecznie żywy"). Oprócz typowych zombie, czyli umarłych powstających z grobów, do wizerunku których przyzwyczaiły nas najwcześniejsze filmy z tego gatunku, osobną grupę stanowią żywi ludzie zdziczali pod wpływem działania nieznanego wirusa. O zagrożeniu ze strony takich istot opowiada "Patient Zero".

Choć każdego roku pojawia się przynajmniej kilka filmów spod znaku zombie movie, a niektóre serie czy seriale wciąż doczekują się kolejnych części i sezonów, to nieczęsto się zdarza, aby twórcy tych produkcji potrafili czymś widzów zaskoczyć. Najnowszy film Stefana Ruzowitzky'ego może nie jest w tej kwestii wyjątkiem, ale zrealizowany został na tyle dobrze, że nie sposób jest się na nim nudzić, a niektóre jego momenty, mimo nieskomplikowanej i dość liniowej fabuły, niejednego widza z pewnością zaskoczą. Akcja "Patient Zero" rozpoczyna się w opanowanej przez zombie Wielkiej Brytanii. Głównym bohaterem jest mężczyzna, który posiadł umiejętność porozumiewania się z zainfekowanymi nieznanym wirusem ludźmi. Dzięki tej zdolności może dotrzeć do człowieka, u którego epidemia wzięła swój początek i tym samym pomóc grupie naukowców w opracowaniu antidotum dla zarażonych, wśród których znajduje się również jego żona.

Pomysł na film może nasuwać skojarzenia z innymi produkcjami o podobnej tematyce, takimi chociażby jak "28 dni później" czy "World War Z". I z grubsza podobny jest schemat rozgrywających się w nim wydarzeń, może tylko na nieco mniejszą skalę niż w tym ostatnim.

Zaangażowani do projektu aktorzy wywiązali się ze swoich zadań lepiej niż dobrze, ale nie powinno to też nikogo dziwić, gdyż w główne postacie wcieliły się gwiazdy, które nie raz już pokazały na co je stać: Stanley Tucci, Matt Smith, John Bradley czy Natalie Dormer. Myślę, że wielbiciele wdzięków (i oczywiście aktorstwa) tej ostatniej będą szczególnie usatysfakcjonowani, bowiem postać pani doktor, w którą to wcieliła się brytyjska aktorka, z pewnością przyprawi ich o zawrót głowy i szybsze bicie serca, wywołując u niejednego z nich pragnienie znalezienia się na jej stole operacyjnym, choćby pod postacią zainfekowanego.

Jedną z mocniejszych stron tej produkcji jest muzyka. Odpowiedzialny za nią amerykański kompozytor Michael Wandmacher doskonale oddał nastrój niepokoju wynikający z rozprzestrzeniającej się na świat pandemii. Mocne dźwięki towarzyszące dynamicznym scenom świetnie korespondują z oszczędną w środkach ale poruszającą do głębi muzyką w spokojniejszych momentach filmu. Dzięki niej widzowie jeszcze lepiej mogą wczuć się w sytuację bohaterów i zrozumieć ich decyzje w tak niecodziennych okolicznościach.

Warto wspomnieć również o Mike'u Le, autorze scenariuszy kilku filmów, które - mówiąc najdelikatniej - nie odniosły zbyt wielkiego sukcesu. Dlatego tym bardziej należy docenić go za historię wymyśloną na potrzeby "Patient Zero", nie będącą co prawda zbyt odkrywczą, ale wydającą się być w końcu zgrabnie skonstruowanym tekstem pod film mający przykuć uwagę głodnych rozrywki widzów. Osobą, która dobrze spięła wszystkie elementy w całość jest Stefan Ruzowitzky - austriacki reżyser czujący się dobrze zarówno w kinie grozy, jak i w dramatach czy komediach, niezależnie od tego, czy są to filmy niemiecko- czy anglojęzyczne.

Mówiąc krótko i już na sam koniec, autor filmów „Anatomia”, „Deadfall. W potrzasku” czy „Piekło” stworzył film mogący z dużym prawdopodobieństwem przypaść do gustu fanom mocnych wrażeń, szczególnie tym lubującym się w horrorach, których bohaterami są ludzie przeobrażeni za sprawą nieznanego wirusa w krwiożercze monstra oraz ci, którzy próbują ocalić przed nimi świat oraz ich samych.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones