Recenzja filmu

Prosto z nieba (2011)
Piotr Matwiejczyk
Mirosław Baka
Marcin Bosak

"Sky" czy "heaven"?

Film Matwiejczyka jest tak zły, że nawet gdyby wszyscy prawicowi radykałowie połączyli się w jeden inteligentny superbyt, nie potrafiliby go obronić.
Przepraszam, ale tym razem po polsku, bez gry wstępnej: nowy film Piotra Matwiejczyka jest tak niewiarygodnie zły, że nawet gdyby wszyscy prawicowi radykałowie z boską pomocą połączyli się w jeden inteligentny superbyt i przemawiali do nas prosto z nieba, nie potrafiliby go obronić. Minusy? Zbyt mało miejsca na wymienienie wszystkich. Plusy? Zbyt dużo miejsca, by wymienić jakikolwiek. To dzieło w tak fundamentalny sposób upośledzone, że nie podołają tu ani znawcy filmowego języka, ani ideologowie, ani orędownicy iluzorycznej opozycji inelekt-emocje. Cytując przedstawicieli służb porządkowych z "Lubiewa", no po prostu sorry, nie ma takiej opcji.

Nie wiadomo nawet, od czego zacząć. Może od scenariusza i reżyserii, choć uczciwie przyznaję, że boję się podnieść zasłonę milczenia. W pewnym sensie, opowieść o ludziach, którzy w niemym szoku słuchają relacji ze smoleńskiej katastrofy, jest kinem przywołującym tradycję romantyczną – zaklina narodowe cierpienie w figurach symbolicznych. Owe "figury" to zresztą całkiem trafne słowo, gdyż nie od dziś wiadomo, że Matwiejczyk nawet doskonałych aktorów potrafi zamienić w eksponaty Madame Tissaud (to, że nie umie zapanować nad serialową manierą naszej lakierowanej młodzieży – Przemysława Cypryańskiego, Marcina Bosaka i Marii Niklińskiej – można jeszcze zrozumieć, ale jak, na miłość Pana!, udaje mu się skompromitować Bakę i Lubosa?). Przesuwani z miejsca na miejsce bohaterowie tworzą na naszych oczach panoramiczny obrazek krwawiącego narodu. Poukładani są w symetryczne wzory, opisywani za pomocą prostych analogii (symetrię nazywa się estetyką głupców, z kolei cechą tychże, według Krzysztofa Mętraka, jest postrzeganie świata za pomocą analogii). Film może więc i jest romantyczny, ale nastroje podczas seansu są już zdecydowanie findesieclowe. Na domiar złego/nie wiedzieć czemu (niepotrzebne skreślić), reżyser tasuje wizualnymi koncepcjami, których nie potrafi narracyjnie uzasadnić – część opowieści poznajemy dzięki miniaturowym kamerom obserwacyjnym, kiedy indziej narzucona zostaje pierwszoosobowa perspektywa człowieka z cyfrówką. Autotematyzm? Raczej autoparodia.

Jasne, że twórcy będą wycierać gęby "uniwersalną historią”. Oczywiście, będą przekonywać, że to mógł być każdy samolot, każdy naród i każde cierpienie. Trudno będzie Matwiejczykowi wierzyć, ale nie szkodzi – w porównaniu do braku punktualności i podkradania cudzego szamponu, grzech koniunkturalizmu to naprawdę małe piwo. Ciekawi mnie tylko, kiedy wreszcie autor przestanie "dobrze się bawić" i spróbuje zmienić swój status "wiecznego offowca"? Sądząc po wynikach frekwencyjnych (pars pro toto – na moim seansie, jedynym w Warszawie, byłem sam jak palec), istnieje jakaś sprawiedliwość społeczna. Ciekawi mnie też, jak film poradzi sobie w festiwalowym obiegu? Zwłaszcza, jeśli w koniecznym angielskim tłumaczeniu wzniosłe "heaven" zastąpi przyziemne, nomen omen, "sky"?
1 10
Moja ocena:
1
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones