Recenzja filmu

Piekielna głębia (1999)
Renny Harlin
Saffron Burrows
Thomas Jane

"Szczęki" dla współczesnego widza

Kiedyś, przeglądając program telewizyjny, natrafiłem na film o ciekawie brzmiącym tytule - "Piekielna głębia". Postanowiłem go obejrzeć, ale nie podchodziłem do tego z większym zainteresowaniem.
Kiedyś, przeglądając program telewizyjny, natrafiłem na film o ciekawie brzmiącym tytule - "Piekielna głębia". Postanowiłem go obejrzeć, ale nie podchodziłem do tego z większym zainteresowaniem. Jednak już po 15 minutach seansu film wciągnął mnie tak, że nie mogłem się od niego oderwać. Jak już zaznaczyłem w tytule recenzji, "Piekielna głębia" to takie "Szczęki" Spielberga dla współczesnego widza. To samo założenie - grupka ludzi i czyhające na ich życie rekiny. Jednak reżyser wiedział, że jeśli jego film ma odnieść sukces, to musi być wzbogacony o kilka dodatkowych pierwiastków niezbędnych dla potrzeb współczesnego widza. Pierwszym z tych pierwiastków jest umieszczenie akcji w nietypowym miejscu. Stacja badawcza usytuowana na środku oceanu, bez szybkiego dostępu do cywilizowanego świata to jest to. W 1999 roku widza nie ruszyłoby, gdyby akcja toczyła się na plaży albo na statku. A filmów dziejących się na stacjach badawczych jest jak na lekarstwo. Tak więc już w tym miejscu film zarabia jeden punkt przemawiający na jego korzyść. Kolejnym elementem są same rekiny. O ile w latach 70. i 80. panikę na widowni budziły zwykłe żarłacze, tak teraz widz potrzebuje czegoś lepszego. W celu zaspokojenia jego potrzeb twórcy wprowadzili do rekinów kilka udoskonaleń - mutacja genetyczna to temat bardzo na miejscu. Kolejny punkt dla filmu. Za filmem przemawia także jego strona techniczna. Dzięki szybkim, urywanym ruchom kamery, osoba siedząca na widowni czuje ciasnotę pomieszczeń otaczających bohaterów. Jednak na nic nie przydałyby się dobre zdjęcia, gdyby nie było równie dobrego montażu. Tu filmowcy również się popisali. W spokojnych momentach ujęcia są długie, wyważone. Natomiast, kiedy atakuje rekin wszystko nagle się zmienia. Do akcji wkracza montaż na modłę MTV, czyli kolejny dobry zabieg. No i na deser zostają efekty specjalne. Reżyser dobrze postąpił nie angażując do projektu żadnego znanego studia od efektów specjalnych. Dzięki temu dał szansę na zaistnienie prawdziwym talentom. Rekiny w ich wykonaniu są bardzo przekonujące. I przede wszystkim budzą grozę. Nie czuje się tej sztuczności. Ma się wrażenie, że ogląda się prawdziwe drapieżniki, takie jak te przedstawiane na Animal Planet. Jednym słowem - od strony technicznej film nie zawodzi. Jednak nie ma filmu doskonałego; na każdym szkle musi być chociaż jedna rysa. W przypadku "Piekielnej głębi" tą rysą są aktorzy. Nie wszyscy, ale kilku pogarsza wizerunek filmu. W grupie tych, którzy z zadania wywiązali się dobrze, znajduje się Thomas Jane (starał się obdarzyć swojego bohatera-mięśniaka jako takimi uczuciami i nawet mu to wyszło), Samuel L. Jackson (jak zawsze dobry) oraz świetny LL Cool J (wspaniale przeszarżował rolę kuchcika). Do grupy drugiej zaliczają się przede wszystkim: Saffron Burrows (jej postać jest naciągana aż do bólu) oraz Stellan Skarsgård (dobry aktor w słabej roli). Pozostali aktorzy stoją na mniej więcej równym poziomie. Tak więc zachęcam do obejrzenia tego filmu tych, którzy lubią dreszczowce z rekinami w roli głównej, a także tych, którzy po prostu lubią się bać. Raczej nikt się nie zawiedzie.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones