Recenzja wyd. DVD filmu

Inferno (1980)
Dario Argento
Leigh McCloskey
Irene Miracle

"Under the soles of your shoes..."

W "Inferno" nieskomplikowany motyw czarnej magii został zapieczony w smakowitym cieście składającym się z kilku zmyłek, paru wątków pobocznych oraz względnie dużej ilości aktywnych bohaterów,
Rose mieszka w starej, luksusowej kamienicy w Nowym Jorku, o której z równie starej książki napisanej przez alchemika dowiaduje się, że jest domem okrutnej czarownicy - Mater Tenebrarum, czyli Matki Ciemności. Ze swojego niepokoju listownie zwierza się studiującemu w Rzymie bratu, Markowi. Mężczyzna na prośbę siostry jak najszybciej wraca do Stanów, jednak zanim dociera na miejsce, Rose znika bez śladu...

"Inferno"jest drugą częścią trylogii o Trzech Matkach ikony włoskiego kina grozy - reżysera i scenarzystyDario Argento. Film ujrzał światło dzienne trzy lata po premierze kultowych "Odgłosów", przedstawiających zmagania młodej Suzy z Mater Suspiriorum (Matka Westchnień). W"Inferno"poznajemynajokrutniejszą z czarownic, rządzącą Nowym Jorkiem Mater Tenebrarum, iArgentopostarał się z tego groteskowego spotkania wyeliminować to, co wielu widzów raziło w poprzedniej odsłonie -ekstremalną prostotę fabularną. Punktem programu nadal jest pogoń za siejącą śmierć i spustoszenie wiedźmą, lecz ten nieskomplikowany motyw został zapieczony w smakowitym cieście składającym się z kilku zmyłek, paru wątków pobocznych oraz względnie dużej ilości aktywnych bohaterów, zachowawszy przy tym charakterystyczną, surrealistyczną estetykę, zapoczątkowaną przez reżysera w osławionych"Odgłosach".

"Inferno"nie zostało rozprowadzone na tak szeroką skalę, jak miało to miejsce w przypadku"Odgłosów"(wielkiego sukcesu kasowego), zatem wszyscy zainteresowani mieszkający poza terenem Włoch musieli mieć niemałe szczęście, żeby móc zobaczyć kolejne dziełoArgento. W porównaniu do sumy, jaka została włożona w produkcję (ponad 3 miliony dolarów), wpływy były marne, a i krytycy nie szczędzili negatywnych recenzji, zapewne wciąż oślepieni blaskiem pierwszej części trylogii, nad którą po premierze "ochów i achów" nie było końca. Osobiście również preferuję"Odgłosy", jednak i"Inferno"ma w moim sercu wyjątkowe miejsce. Może dlatego, że jest jednym z pierwszych filmów włoskiego reżysera, jakie widziałam (na długo przed"Suspirią"), i mam do niego niemały sentyment, ale to niezaprzeczalne walory tego nietuzinkowego obrazu najbardziej uderzają mnie po długich latach od pierwszego seansu.

SamArgentoprzyznaje, że z całego jego dorobku"Inferno"jest najmniej lubianą przez niego pozycją, lecz bynajmniej nie jest to spowodowane niezadowoleniem z jakości filmu, a ciężkim przypadkiem zapalenia wątrowy, z jakim reżyser musiał się zmagać podczas trwania zdjęć. Na szczęście twórca horrorów w niektórych kwestiach mógł z czystym sumieniem przekazać pałeczkę swojemu mentorowi,Mario Bavie, który pracował przy projekcie wraz z synem, tutaj asystentem reżysera,Lamberto Bavą."Inferno"odchodzi od prostego dynamizmu i duszącej atmosfery osaczenia"Odgłosów", po to by w zamian przybrać kształt prawdziwego, najstraszliwszego koszmaru sennego, gdzie wszystko jest możliwe, a jakakolwiek logika nie ma prawa bytu.

Niecodzienna kolorystyka - głównie czerwień i niebieski - nadal króluje w"Inferno", ale w formie mocno stonowanej w porównaniu do"Odgłosów", co pokazuje chęć reżysera, aby utrzymać więź pomiędzy dwoma obrazami, lecz równocześnie stworzyć odrębne, samodzielne dzieło, które mogłoby korzystać z niewynikającego z zachwytu poprzednią częścią uznania widowni. Kiedy kręci się sequel do wyjątkowo dobrze przyjętego filmu, zawsze warto zafundować widzowi odrobinę powtótki z rozrywki, co teżArgentozrobił z niezwykłym wyczuciem - nawet scena przejażdzki taksówką jednej w bohaterek, niemalże żywcem przeniesiona z"Odgłosów", nie razi, a jedynie powoduje przyjemne uczuciedéjà vu.

Główną atrakcją w"Inferno"są liczne nastrojowe sekwencje przywodzące na myśl prawa rządzące nocnymi marami. Nienaturalnie wolno płynący czas, dziwne zachowania bohaterów, pogmatwana przestrzeń, gdzie zwykły śmiertelnik nie da rady się odnaleźć, oraz postaci, których nie sposób jest spotkać w świecie rzeczystym. Do tego doskonale pasująca do poszczególnych momentów, skomponowana przezKeitha Emersonagenialna muzyka, która w zależności od potrzeby bywa spokojna i nastrojowa lub chaotyczna i nieskładna.Chyba jeszcze tylkoWesowi Cravenowiw swoim "Koszmarze z ulicy Wiązów"(1984) udało się skonstruować klimat odrealnienia na podobnym poziomie, nadając mu jednak nieco bardziej dynamiczną formę, niż zrobił toArgento, co było znacznie trafniejszą decyzją. Wiele sekwencji w"Inferno", choć nie da się odmówić im niesamowitej, surrealistycznej estetyki (np. powszechnie zachwalana scena nurkowania w zatopionym pod wodą salonie), ciągnie się zdecydowanie zbyt długo, żeby utrzymać widza w napięciu przez cały czas ich trwania, zwłaszcza że kulminacja przemija nieproporcjonalnie szybko.

Tym, których w"Odgłosach"drażni do bólu prosta fabuła i brak jakichkolwiek zmyłek, bez obaw mogą sięgnąć po"Inferno". Widocznie równieżArgentoiDaria Nicolodi(ówczesna małżonka reżysera) poczuli głód nieco bardziej zagmatwanej historii, gdyż wdrugiej odsłonie trylogii o Trzech Matkachza pomocą stworzonego wspólnymi siłami scenariuszatrzymają nas w niepewności w niemalże każdej kwestii. Kim jest Mater Tenebrarum? Czy istnieje naprawdę? Co oznaczają enigmatyczne słowa zawarte w starej książce, którą Rose kupiła od gburowatego właściciela sklepu z antykami? I w końcu - komu dane będzie rozsupłać tajmnicę straszliwej Matki? Aby otrzymać odpowiedź na wszystkie te pytania, należy cierpliwie doczekać do samego zakończenia filmu, wcześniej doświadczywszy kilku brutalnych, jak zawsze wyśmienicie zrealizowanych (w końcu toArgento...) scen śmierci. Wśród nich znajduje się parę naprawdę sugestywnych, makabrycznych widoków, które nieodwracalnie zapadają w pamięć - szczególnie warta przytoczenia jest scena gryzienia przez szczury niemogącego się opędzić od tych żądnych krwi gryzoni człowieka.

Do dziś opinie na temat"Inferno"są mocno podzielone. Jedni nie chcą nawet słyszeć o stawianiu go na równi z"Odgłosami", podczas gdy inni utrzymują, że jest jednym z najbardziej niedocenianych obrazów lat 80. Ja jako nieposiadająca żadnej profesjonalnej wiedzy filmowej, całkiem zwyczajna fanka twórczościArgento, swoją ocenę stawiam gdzieś pośrodku - zdecydowanie wolę"Odgłosy", ale nie uważam"Inferno"za znacząco gorsze. Największą wadą dzieła jest długość niektórych sekwencji, które znacznie lepiej spełniałyby swoją rolę "konstruktora" nastroju w postaci bardziej skondensowanej. Jednak sfera wizualna filmu, muzyka i, przede wszystkim, emanujące atmosferą typową dla sennego koszmaru sceny sprawiają, że podczas seansu chwilami można zapomnieć o niedociągnięciach.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones