Recenzja filmu

Wysocki (2011)
Pyotr Buslov
Sergey Bezrukov
Oksana Akinshina

"Wysocki" bez Wysockiego

Przywdziewający specjalną lateksową maskę, podrasowany w komputerze i dubbingowany przez Nikitę Wysockiego świetny aktor Sergiej Bezrukow przekracza granicę, w której interpretacja staje się po
Włodzimierz Wysocki ma w Polsce status artysty kultowego, ale to i tak małe piwo w porównaniu z Rosją, gdzie w trakcie rządów Breżniewa był kimś pomiędzy Elvisem a Prometeuszem. Zatrudniony na etapie pre-produkcyjnym reżyser Igor Wołoszyn miał zdjąć go z koturnów w tradycyjny sposób – kopniakiem. Chciał nakręcić film o narkomanie, który nie pozostał papieżem i uchwycić rozdźwięk pomiędzy rzeczywistością a utrwalonym w społecznej świadomości mitem. Gdzieś po drodze scenariusz przejął jednak syn Wysockiego, Nikita, a reżyser został podmieniony na mniej przekornego Piotra Busłowa. Efekt jest dokładnie taki, jakiego można było się spodziewać – nie taki film o Wysockim chcieliśmy zobaczyć.

Bohatera poznajemy na rok przed śmiercią, w trakcie schyłkowego okresu kariery, podczas trasy koncertowej zwieńczonej pamiętnym występem w uzbeckim Bucharze. To jeden z najciekawszych momentów w biografii artysty. Obfitował we wszystkie elementy, którymi żywi się dobre kino: skomplikowaną sytuację miłosną (rozdarcie pomiędzy przebywającą w Paryżu żoną Mariną i trwającą przy bohaterze 19-letnią studentką, Tatianą), sensacyjną intrygę (nakręcaną przez inwigilujące artystę i koncertujące na zupełnie innych instrumentach KGB), wreszcie - dramat człowieka, który ugiął się pod ciężarem własnego wizerunku, opowieść, przepraszam za wyrażenie, o rozpadzie ciała i ducha. To wszystko w filmie Busłowa znajdziemy. Szkoda jedynie, że widziane oczami dziecka wychowanego przez kolektyw socrealistów oraz Michaela Baya.

Busłow kręci biografię Wysockiego tak, jakby miał to być jego artystyczny testament, albo w ogóle ostatni film w dziejach kina. Każde słowo jest zapisane wielką literą, każdy gest urasta do rangi zaklęcia. W warstwie formalnej reżyser kokietuje widza podkręconym kontrastem, bajeranckimi "flarami", dynamicznymi jazdami kamery i panoramami "omiatającymi" rozbawione, wstrząśnięte albo natchnione osoby dramatu. Pokazując hulaszczy tryb życia bohatera, stawia na teledyskowy montaż. Portretując jego relacje z władzą, sięga po formułę nowoczesnego thrillera. W obydwu konwencjach zapomina o samym bohaterze – film nie stawia pytań ani o fenomen muzyki Wysockiego, ani o przyczyny jego wyjątkowego statusu w Rosji, ani nawet o artystyczną filozofię.

Przywdziewający specjalną lateksową maskę, podrasowany w komputerze i dubbingowany przez Nikitę Wysockiego świetny aktor Sergiej Bezrukow przekracza granicę, w której interpretacja staje się po prostu mimikrą - równie dobrze mógłby zostać wykreowany w studiach DreamWorks albo Pixara. Trudo o wyraźniejszy symbol bezduszności filmu Busłowa i dobitniejszy dowód na brak Wysockiego w "Wysockim".
1 10
Moja ocena:
4
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones