Recenzja filmu

Oko (2008)
David Moreau
Xavier Palud
Jessica Alba
Alessandro Nivola

(O)K.O.

Reżyserski duet nie uchwycił klimatu obrazu braci Pang, ma też problemy z wykreowaniem choć szczątkowej atmosfery grozy. Ta indolencja jest zaskakująca, ponieważ "Oko" to jedna z najbardziej
Grząski teren remake’ów azjatyckiego kina grozy jest dla zachodnich filmowców jak bokserski ring. Możliwości są ograniczone: od razu rzucić ręcznik i przyznać prymat wschodniemu pierwowzorowi lub stoczyć męską walkę o odrębny styl i osadzić znaną historię w kulturowo odmiennym systemie postrzegania świata (i kina!). Wóz albo przewóz. To poniekąd tłumaczy, dlaczego najlepiej "w tym temacie" radzą sobie artyści ekranu (jak Walter Salles) albo rzemieślnicy z klasą (jak Gore Verbinski). Francuski duet Palud-Moreau ma za sobą udany horror "Ils" ("Oni"), a przed sobą zapewne świetlaną przyszłość w gatunku. Nie zmienia to faktu, że panowie na ring weszli tylko po to, żeby paść na deski już w pierwszej rundzie. W oryginale napisy początkowe układają się z liter alfabetu Braille’a, wytłoczonych na białej tkaninie, którą odkształcają czyjeś ręce. Ciekawa introdukcja starcza za metaforę sytuacji głównej bohaterki. Mun, dotychczas niewidoma, po transplantacji rogówki staje u progu świata metafizyki. Dziewczyna widzi duchy zmarłych oraz "przewodników", którzy dbają o to, by żadna duszyczka nie zbłądziła podczas wojaży w zaświaty. Remake rozpoczyna się monologiem Jessiki Alby, która płynie z uśmiechem przez morze ludzi na nowojorskiej ulicy i gdyby nie biała laska oraz ciemne okulary, nadawałaby się bardziej do "Seksu w wielkim mieście". Reżyserski duet nie uchwycił klimatu obrazu braci Pang, ma też problemy z wykreowaniem choć szczątkowej atmosfery grozy. Ta indolencja jest zaskakująca, ponieważ "Oko" to jedna z najłagodniejszych, najbardziej przystępnych i jednocześnie "zachodnich" historii z dreszczykiem. W przeciwieństwie do horrorów japońskich, w filmie z Hong Kongu nie ma apokaliptycznej wizji życia pozagrobowego, odnaleźć można za to po europejsku romantyczną koncepcję połączenia między światem ludzi i widm. Naczelne pytanie, czy wobec tego, że bohaterka wie, kto umrze, ma moc sprawczą i może temu zapobiec (czyli de facto pytanie o obecność przeznaczenia), jest tylko wymówką dla dopięcia fabuły. Jej finał jest zresztą inny niż w azjatyckiej wersji, co wyraźnie zawęża granice pola interpretacyjnego. Skazy scenariusza, niechęć do dłuższego przytrzymania w kamerze emanacji zła i nerwowy montaż rodzą poczucie obcowania z filmem, na który zabrakło pomysłu. Zostaje po nim tylko wspomnienie ładnej buzi niewidomej skrzypaczki. Ale nawet to wrażenie nie jest niezastąpione. Wystarczy obejrzeć oryginał, który wchodzi do kin równocześnie z przeróbką, żeby się o tym przekonać.
1 10 6
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Jak to zwykle bywa, kiedy do kin wchodzi amerykański remake azjatyckiego filmu: widzowie się dzielą.... czytaj więcej
"Oko" jest remakiem azjatyckiej produkcji "Jian gui". Film opowiada o niewidomej kobiecie, Sydney... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones