Umieranie jest jednym z najpopularniejszych tematów filmowych. Jako doświadczenie wspólne wszystkim ludziom korzystanie z niego może wydawać się twórcom prostym zadaniem. Jednak mnogość filmów
Umieranie jest jednym z najpopularniejszych tematów filmowych. Jako doświadczenie wspólne wszystkim ludziom korzystanie z niego może wydawać się twórcom prostym zadaniem. Jednak mnogość filmów o śmierci sprawia, że coraz trudniej jest wymyślić ciekawe podejście. Kręcąc "Trumana",Cesc Gay sporo ryzykował. Na szczęście miał dwa asy w rękawie: Ricardo Darína i Javiera Cámarę. Dzięki nim banalna opowieść przekształciła się w pełną ciepła i wzruszeń historię o męskiej przyjaźni i pożegnaniach.
Cámara wciela się w Hiszpana imieniem Tomas. Od lat mieszka w Kanadzie. Teraz wraca, by spotkać się ze swoim przyjacielem. Julian jest aktorem z Argentyny, który wiele lat temu przyjechał do Hiszpanii i tam już pozostał. Właśnie przygotowuje się jednak do porzucenia przybranej ojczyzny. Ma bowiem raka. Przerzuty zagnieździły się w całym jego ciele. Szanse na przeżycie zmalały do zera. Mężczyzna zrezygnował więc z dalszego leczenia i postanowił, że odejdzie na własnych warunkach. Tomas przyjeżdża z zamiarem wyperswadowania mu tego planu. Ale cztery dni spędzą na wspominaniu przeszłości, rozliczaniu się z teraźniejszością i godzeniu się z przyszłością.
"Trumanem"Gay zamknął narracyjny krąg, który rozpoczął 15 lat temu filmem "Krámpack". Oba filmy łączy tematyczne powinowactwo. W obu fabuła koncentruje się na przełomowych etapach w życiu każdego człowieka. W "Krámpack" był nim próg dorosłości. Teraz jest nim śmierć. Oba filmy łączy również ten sam styl opowieści. Gay postawił na proste rozwiązania, ufając, że aktorzy będą w stanie nasycić bohaterów iskrami życia wystarczającymi, by stali się pełnowymiarowymi postaciami. I nie pomylił się. Gay usuwa się w cień i oddaje scenę swoim postaciom. A te na oczach widzów rozwijają skrzydła, wywołując u nas uśmiech, kiedy po przyjacielsku się drażnią, i łzy, kiedy muszą godzić się z nieuchronnym. Darín i Cámara wyglądają, jakby wcale nie grali przyjaciół, lecz byli nimi naprawdę. Co nie byłoby dla mnie zaskoczeniem. W końcu nie jest to ich pierwszy wspólny film. Wystąpili chociażby w poprzednim obrazie Gaya "Wieczni kowboje".
Jednak mimo ciepła, naturalności, niewymuszonego humoru i nieprzytłaczającego smutku "Truman" miejscami sprawia wrażenie dzieła niespełnionego. Wynika to ze skłonności Gaya do naginania narracji w stronę telenowelowego melodramatyzmu. Co prawda tym razem reżyser był w stanie kontrolować łzawą tonację w większym stopniu niż w jednym ze swoich wcześniejszych filmów ("W mieście"), ale nie na tyle, by nie ciążyła nad całością. Nie wpływa to jednak negatywnie na ocenę dzieła Gaya, a raczej uświadamia, że "Truman" mógł być o wiele lepszy. W związku z czym widz pozostaje z poczuciem niespełnienia. To zaś paradoksalnie wydaje się jak najbardziej na miejscu. W końcu jest odzwierciedleniem tego, co czują sami bohaterowie. Nie jestem przekonany, czy był to zabieg intencjonalny. Co nie zmienia faktu, że wyszedł "Trumanowi" na dobre.
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu