Recenzja filmu

The Drownsman (2014)
Chad Archibald

Śmierć w butelce wody mineralnej

Jeśli widzieliście "Antisocial" Chada Archibalda i Cody'ego Calahana, to wiecie, czego spodziewać się po "The Drownsman" - filmowcy nie rozwinęli specjalnie skrzydeł i ich drugie wspólne dzieło
Madisonwpada do jeziora i o mało co nie tonie. Traumatyczne doświadczenie wywołuje u dziewczyny silną hydrofobię, uniemożliwiającą jej jakikolwiek kontakt z niezbędnym do życia płynem - nieważne, czy jest to deszcz, butelkowana woda mineralna czy też gorąca kąpiel. Wszystkie przyjaciółki Madison mają już dość jej "wariactwa", postanawiają więc urządzić drastyczną "kurację", która jednakkończy się fiaskiem, gdyż to nie sam lęk przed wodą paraliżuje młodą kobietę, a przerażające wizje martwego mężczyzny, pojawiające się za każdym razem, kiedy Madison zbliży się do bezbarwnej cieczy...

Dwaj filmowcy z Kanady - Chad Archibaldi Cody Calahan- w 2013 już raz zaprezentowali nam, co potrafią zdziałać razem, za pomocą niezbyt udanego, choć niepozbawionego potencjału, horroru "zombie apocalypse"- "Antisocial". Rok później w "slasherze""The Drownsman"Archibaldzastąpił mniej doświadczonego od siebieCalahanaw roli reżysera, scenariusz zaś i tym razem panowie napisali wspólnie. Pomiędzy dwoma dziełami różnic stylistycznych nie ma praktycznie w ogóle, lecz akurat ten konkretny aspekt jest zaletą, ponieważ oba filmywizualnie prezentują się wybornie. Niestety jednak Kanadyjczycy nie rozwinęli się zbytnio jako scenarzyści od 2013 i ponownie koncertowo skopali fabułę, chociaż wykazali się nieco większą inwencją, co w moich oczach stawia"The Drownsman"ciut wyżej od poprzedniego owocu ich współpracy.

"The Drownsman"z pewnością jest ambitną próbą stworzenia świeżego filmu "slash"z charakterystycznym antagonistą oraz wieloma nawiązaniami do kultowych dzieł gatunku z lat 80-tych (głównie do "Koszmaru z ulicy Wiązów"). Wielka szkoda, że tyle potencjału zostało zwyczajnie spuszczone w kiblu... Winna temu najprawdopodobniej jest nieznajomośćArchibaldaiCalahanapodstawowego prawidła, jakie rządzi horrorem od czasu jego powstania, a mianowicie "logika w braku logiki". Wiadomo, że w filmach grozy (w "slasherach"w szczególności)protagoniści nie zachowują się rozsądnie, zabójcy mogą władać nadludzką siłą albo być nieśmiertelni (jeśli nie obydwie te rzeczy na raz) i nie wszystko musi dać się sensownie wytłumaczyć. Jednak nawet najbardziej fantazyjne, nieprawdopodobne fabuły muszą trzymać się swojej wewnętrznej, fikcyjnej logiki, której złamanie nie może skończyć się inaczej jak tragicznie... "Tragedia" niestety jest dobrym określeniem dla"The Drownsman".

Hydrofobia. Mężczyzna, bezwzględny topiciel, materializujący się tylko w pobliżu wody. Grupka niewinnych niewiast, które mają za zadanie bronić się przed eliminującym je po kolei nieznanym zabójcą. Klasyka - "Halloween","Piątek 13-go","Koszmar z ulicy Wiązów"..."The Drownsman"ma sporo wspólnego z tymi kultowymi "slasherami", ale oferuje też wiele nowych motywów. Najbardziej rzuca się w oczy nietuzinkowy antagonista, który jest na tyle oryginalny, że mógłby spokojnie konkurować z takimi ikonowymi antybohaterami jak Michael Myers, Jason Voorhees czy Freddy Krueger. Nawet jego charakteryzacja, choć pozostawia trochę do życzenia, jest całkiem zacna - facet wygląda jak skrzyżowanie Leatherface'a, Jokera i nieźle zakonserwowanego pasażera Titanica. Drownsman (bo takie właśnie jest przezwisko mordercy) był późniakiem - w brzuchu swojej rodzicielki spędził aż półtora roku - co stało się powodem jego niezdrowego zamiłowania do taplania się w mokradłach oraz topienia dzierlatek słuchając bicia ich serc, tłumionych przez otaczającą ich ciała wodę. Rosły, wiecznie pokryty błotem, niemy (czasami tylko ochryple woła swoje ofiary po imieniu) człek jest pocieszny, a chwilami wręcz nieporadny,jednak jak przychodzi co do czego, potrafi dorwać kogo trzeba i z zimną krwią wysłać go na tamten świat.

Mimo ciekawej linii fabularnej i jeszcze ciekawszego antagonisty,"The Drownsman"nie da się oglądać nie wiercąc się niecierpliwie w fotelu. U podstaw tego "fenomenu" stoją (nie da się niestety nazwać tego inaczej) wszechobecna głupota i brak jakiejkolwiek logiki. Twórcy postanowili z wody uczynić źródło zagrożenia, co jest jak najbardziej w porządku. W jej pobliżu materializuje się zabójca, który nie posiada żadnej typowej "slasherowej"broni, a swoje ofiary zabija gołymi rękami, topiąc je - temu pomysłowi też nie mam nic do zarzucenia. Jednak faktu, że cały fikcyjny świat w"The Drownsman"to jeden wielki burdel na kułkach, nie da się wybaczyć tak łatwo. Freddy w"Koszmarze z ulicy Wiązów"atakował tylko we śnie, więc widz oglądał w napięciu bohaterów zmagających się, żeby nie zasnąć, co stanowiło niemałą część uroku filmu. Spać musi każdy, ale co jeśli odpoczynek nocny może skończyć się śmiercią delikwenta? Tak samo nie da się całkowicie uniknąć kontaktu z wodą, jednak bohaterkom"The Drownsman"nie zostaje dana szansa, by spróbować odseparować się od tego płynu, gdyż morderca potrafi ni stąd, ni zowąd zalać każde pomieszczenie (jak na przykład winda) i nawet odrobina wody wyrzyganej na stół może stać się wrotami do świata okrutnego osobnika. Motyw hydrofobii głównej bohaterki również jest grubymi nićmi szyty. Dziewczyna jest przedstawiona jako zastraszona wariatka, prawie niewychodząca z domu i przyjmująca płyty wyłącznie dożylnie. Skoro strach obezwładnia ją do tego stopnia, to jak się myje ta zawsze zadbana kobietka? A może jej przyjaciółki mają aż tak słaby zmysł węchu, że są w stanie nie marszczyć nosa przebywając w towarzystwie osoby, która raczej nie może pachnieć ciekawie? I co z załatwianiem potrzeb fizjologicznych? Przecież w sedesie też jest woda... Podczas seansu tego typu idiotyczne pytania hulają nam po czaszce cały czas, skutecznie rozbijając nasze skupienie.

Fabuła"The Drownsman"przypomina ser szwajcarski, ale nie można odmówić temu obrazowi wyjątkowej estetyki zdjęć. Stłumiona, szarawa kolorystyka, w połączeniu zodpowiednim do poszczególnych sytuacji,ograniczonym oświetleniem, tworzy gęsty klimat nienamacalnego zagrożenia i mistycyzmu. Zimna, mokra i ogólnie nieprzyjaźnie prezentująca się siedziba zabójcy także cieszy nasze złaknione atmosfery brudu oczy, a częste podwodne sceny zostały nakręcone wręcz po mistrzowsku. Styl filmu jest bardzo podobny do "Antisocial",gdzie również to głównie strona wizualna buduje nastrój. Niestety, jednak i pod tym względem muszę się przyczepić, gdyż całą tę ambrozję dla zmysłu wzroku psują liczne "jump scenes", które nie tylko są porozstawiane w najbardziej przewidywalnych momentach, lecz także nie prowadzą do żadnej większej (albo chociażby tyciej) makabry. Wrażliwszych widzów pewnie ucieszy wiadomość, że"The Drownsman"należy do tych tradycyjnych, mało krwawych "slasherów". Zabójstwa nie szokują graficznością, co samo w sobie nie jest wadą, lecz przez to, że scenki mające zaskakiwać widza zostały spartaczone po całości, film nie ma szans wzbudzić w publice bodaj najlżejszych emocji, niezbędnych, aby uczynić seans godnym.

Jeśli widzieliście"Antisocial", to wiecie, czego spodziewać się po"The Drownsman"-ArchibaldiCalahannie rozwinęli specjalnie skrzydeł i ich drugie wspólne dzieło jest na mniej więcej tym samym poziomie... Niestety, jest to poziom bardzo słaby. Niepodważalną zaletą filmu są profesjonalnie wykonane zdjęcia, ale to zdecydowanie nie wystarcza, by uczynić obraz pamiętnym. Oryginalne cechy ciekawie zarysowanej postaci zabójcy mogłyby postawić go na równi z antagonistami reprezentatywnymi dla gatunku"slash", gdyby tylko logika fabularna nie leżała i kwiczała... Mimo iż zarówno plakat, jak i opisy filmu w Internecie mogą wzbudzać ciekawość wielbicieli kina grozy, sam seans pozostawia po sobie tylko i wyłącznie ogromne rozczarowanie.
1 10
Moja ocena:
3
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?