Reżyser "Ziemi żywych trupów" – znany już z kręcenia filmów o trupach – George Andrew Romero być może miał zamiar przestraszyć ludzi rozrywanymi rękami i dużą ilością krwi oraz flaków, lecz
Reżyser "Ziemi żywych trupów" – znany już z kręcenia filmów o trupach – George Andrew Romero być może miał zamiar przestraszyć ludzi rozrywanymi rękami i dużą ilością krwi oraz flaków, lecz niestety nie udało mu się. Pan Romero znany jest już z klasyki filmów grozy np. "Nocy żywych trupów", więc film wydawał się świetnym materiałem na leniwy wieczór czy choćby popołudnie, które tak łatwo można ubarwić obejrzeniem filmu właśnie np. o trupach. A jednak film nie spełnił swojej roli jako horror... Nie dość, że nie straszny, to ilość krwi w porównaniu z "Nocą żywych trupów" była tylko trochę większa, ale tam był jakiś klimat typowo horrorowy – w "Ziemi" nie było tego po prostu tego zastanawiania się, co się zdarzy za chwilę... Każdy, kto oglądał wcześniejsze filmy o żywych trupach i bezwzględnych zombie dążących do zjedzenia ludzkiego mięsa, na pewno zauważył wielkie zmiany w zachowaniu tych "stworów" czy tego, czym to właśnie jest. Truposze (pojęcie zaczerpnięte właśnie z "Ziemi żywych trupów") stały się mądrzejsze i bardziej inteligentne. W pozostałych częściach "Dniu żywych trupów" czy "Nocy żywych trupów" były po prostu przerażającymi stworami, które nie wiele kojarzyły (weźmy tu pod uwagę scenę z "Poranka żywych trupów", gdzie one właśnie dążyły do wielkiego centrum handlowego – bo być może kojarzyły, że za życia często tam przychodziły – ale nie pamiętały dlaczego), ich koordynacja ruchowa była ograniczona, nie mieli przywódcy i przede wszystkim nie używały przedmiotów zgodnie z ich przeznaczeniem. W "Ziemi" natomiast trupy miały jednego przywódcę (chodzi mi tu o tego Murzyna, który był ubrany w ciuch jakby pracował na stacji paliw), przywódca ten szedł na ich czele poruszając się w sposób bardziej ludzki, krzyczały (na szczęście nie mówiły, bo wtedy film straciłby już naprawdę cały swój mały urok) i używały przedmiotów tak jak ludzie, pamiętając także, że kiedy podpali się benzynę wszystko wybucha, a na dodatek strzelały do ludzi celnie (w pozostałych częściach broń celowały na różne strony, nie naciskając żadnych guziczków itp.). Poza tym zombie wyglądały mniej mrocznie, więc według mnie zmiany w ich zachowaniu w ogóle nie wyszły na dobre. Niestety jestem zawiedziona, bo film jest bardzo ciemny, co utrudnia oglądanie, czas nie został określony, a na pierwszym planie pojawia się bardziej zabijanie i inne mniej ważne rzeczy, niż właśnie zombie, ucieczka, rozmowy o trupach i przerażenie... Być może to było w wersji bez cenzury, którą nałożono ze względu na dużą ilość scen przemocy, seksu i narkotyków, ale film z żywymi trupami w roli głównej ma za zadanie zawierać właśnie sceny rozpaczliwej walki czy przemocy (jednak są też granice) i zjadania flaków... Podsumowując – film raczej dla tych, którzy nie lubią zbyt dużego poziomu adrenaliny i boją się widoku zjadania flaków. Niestety rozczarowałam się, licząc na potężną dawkę strachu, krwi i nie ukrywam tego – flaków... Jak widać, nazywany ojcem chrzestnym horrorów i thillerów Romero tym razem nie pokazał nam tego, co miał... Nie ukazał nam sensu zombie, ich zachowania, a idąc po linii najmniejszego oporu mógł tylko odnowić to, co kiedyś było, zmieniając pewne szczegóły, a wtedy film i tak byłby ciekawszy. Po prostu 90 minut zabijania bez większego sensu.