Recenzja wyd. DVD filmu

V/H/S (2012)
David Bruckner
Glenn McQuaid

Antologia strachu

Był "REC", było "Paranormal Activity" oraz inne produkcje inspirowane stylistyką wymienionych filmów. Found footage jako sposób filmowej narracji nigdy przed końcówką lat dwutysięcznych nie
Był "REC", było "Paranormal Activity" oraz inne produkcje inspirowane stylistyką wymienionych filmów. Found footage jako sposób filmowej narracji nigdy przed końcówką lat dwutysięcznych nie znajdował się w centrum uwagi twórców kina grozy, choć taki "Cannibal Holocaust" to przecież horror archaiczny. Teraz dobrze straszący reżyserzy czują się zobowiązani dostarczyć swojej widowni opowieść z nurtu found footage. Skutek przedstawienia filmu kręconego "od ręki" nie może być neutralny – efekty albo do widza przemawiają, albo nie. "V/H/S" jest nie tylko sugestywny; to pierwszoligowy horror i jedno z ciekawszych przedsięwzięć 2012 roku.

Grupka oprychów, z upodobaniem nagrywająca swoje wykroczenia, ma za zadanie wykraść kolekcję tajemniczych kaset wideo. W tym celu włamują się do domu ekscentrycznego starszego mężczyzny. Choć zlecenie wydaje się proste, do łatwych nie należy. Starzec, który domniemanie nie żyje, pojawia się i znika, a kamera bandytów zaczyna rejestrować coraz dziwniejsze sytuacje. Są jeszcze upiorne kasety magnetowidowe. Każdy nośnik odsłania przed widzem mrożącą krew w żyłach historię – sytuację realną. Nowelki składają się na cały "package film".

Różni reżyserzy przedstawiają w sumie sześć niedługich opowieści. Ich historie nie są zbyt krótkie – na każdą starczy czasu, każda wizja jest dopowiedziana. Blisko sto dwadzieścia minut trwania filmu okazuje się optymalne, przez co "V/H/S" nie nuży a nieustannie nurtuje. Poszczególne przypowieści zarejestrowane na nośnikach VHS są brudne, stare i wątpliwej jakości wizualnej. Do perfekcji dopieszczono stronę plastyczną filmu, a przepojony technicznymi usterkami obraz stwarza wyrazistą aurę niepokoju. Widzimy przecież sytuacje, które – nawet jeśli są częścią dzieła fikcyjnego – o tyle mogłyby być autentyczne, że tak wyglądają. Ścieżka, którą podążyli realizatorzy "V/H/S", nie jest w pełni nowatorska, lecz film jest świeży.

Wszystkie segmenty prezentują podobny, mocny poziom. Nie potrafię wskazać, który z fantastycznych filmów jest najlepszy, choć najmierniej na tle innych opowieści wypada część o tytule "Tuesday the 17th". Łączenie nurtu found footage ze slasherem nie powinno wymagać wielkiej kreatywności, tymczasem reżyser tego segmentu włożył w swoje filmowe dziecię za dużo wyobraźni. Pomyślcie o miksie "Piątku, trzynastego" i cravenowskiego "Shockera". Brzmi słabo, prawda? Na szczęście nadal niezły "Tuesday the 17th" to jedyne zauważalne potknięcie w raczej wolnym od większych błędów horrorze.

Choć grona twórców nie zasiliło znane nazwisko, "no-name'owi" reżyserzy na pewno załogi nie osłabili. David Bruckner, Joe Swanberg i ich koledzy noszą w sobie olbrzymi potencjał, który z pewnością wydobędzie z nich jeszcze niejedna filmowa produkcja.

"V/H/S" jest filmem niedoskonałym i momentami niekonsekwentnym (ciężko jest jednoznacznie wskazać czas akcji), na co przymyka się oko, będąc zachwyconym rzetelnie przedstawioną historią. Historią pełną ikry, przesyconą realną, niewymuszoną grozą. Po raz kolejny kino niezależne triumfuje nad mdłym bełkotem dużych wytwórni – uwielbiam tego typu smaczki.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones