Apologia

Dokument "Hannah. Nieznana historia buddyzmu" to znakomita lekcja poglądowa na temat różnicy między intencjami a wykonaniem. Nie ma nic złego w tym, że Marta György-Kessler i Adam Penny chcieli
Dokument "Hannah. Nieznana historia buddyzmu" to znakomita lekcja poglądowa na temat różnicy między intencjami a wykonaniem. Nie ma nic złego w tym, że Marta György-Kessler i Adam Penny chcieli przybliżyć światu postać Hannah Nydahl. Jeżeli uznali ją za osobę ważną, niezwykłą, wyjątkową, to jako filmowcy mieli nie tylko prawo, ale wręcz obowiązek podzielić się tym z widzami na całym świecie. Jednak zachwyt jest dobry tylko jako impuls do działania; kiedy już zaczyna się robić film, nawet jeśli to dokument, trzeba czegoś więcej.



Przede wszystkim należy tak prowadzić opowieść, by widzowie sami przekonali się o niezwykłości bohaterki. Tymczasem reżyserzy "Hannah. Nieznanej historii buddyzmu" nie zostawili widzom pola do interpretacji. Nie dali nam szansy na poznanie zarówno jej zalet, jak i słabości. Film w całości, już od pierwszych chwil, jest nieustającą pieśnią pochwalną na cześć tytułowej bohaterki. Kolejne osoby wspominające przed kamerą Nydahl bombardują widza peanami na jej cześć. Nie ma w nich ani krzty krytyki, zwątpienia, zawahania. Po godzinie nieustających zachwytów najbardziej intryguje fakt, że twórcom i osobom wypowiadającym się wciąż nie skończyły się epitety, którymi opisują bohaterkę.

Co gorsza, reżyserzy te wszystkie superlatywy pozbawiają kontekstu. Owszem, kilkakrotnie wspomina się, że Hannah Nydahl była osobą skromną, ale że to prawda – podobnie jak w przypadku wszystkich pozostałych przymiotów – musimy wierzyć rozmówcom na słowo. Z samej konstrukcji filmu wynika natomiast coś zupełnie innego. Jeśli nie zna się prawdziwej historii, to na podstawie dokumentu György-Kessler i Pennyego można dojść do wniosku, że Nydahl, niosąc światu wiedzę na temat buddyzmu, przyczyniła się do upadku komunizmu w Polsce i narodzin feminizmu w Ameryce Łacińskiej. Jak bardzo reżyserzy przesadzili, najlepiej widać jednak, kiedy porówna się postać Nydahl z najważniejszymi osobami buddyjskiej tradycji Karma Kagyu. Choć to oni (na przykład Szamarpa) odradzają się świadomie (co sugeruje głębokie zrozumienie istoty wszechświata), to Nydahl jest jedyną postacią dokumentu, która pozostaje ponad doczesnymi rozgrywkami, wewnętrznymi wojenkami o wpływy. Takie rozłożenie akcentów wydaje się sporą przesadą.



Powyższa bezrefleksyjna forma w traktowaniu osoby Hannah Nydhal staje się bardziej zrozumiała, jeśli potraktujemy dokument György-Kessler i Pennyego jako dzieło apologetyczne. Problem jednak w tym, że jest to apologia hermetyczna, a zatem nieczytelna dla tych, którzy nie śledzą konfliktu wokół dwóch pretendentów do tytułu Karmapy (głowy buddyjskiej tradycji Karma Kagyu). Dla tych, którzy się w sprawie orientują, żarliwa obrona Nydhal jest całkiem zrozumiała. Wiarygodność każdego z pretendentów, ciężar ich pretensji do zwierzchności nad Karma Kagyu, zależy w dużej mierze od autorytetu osób, które je popierają. W tym przypadku nie może być żadnych wątpliwości co do charakteru Nydhal. Jakikolwiek cień osłabiłby bowiem osobę, którą poparła w konflikcie o tytuł 17. Karmapy. Tym bardziej że rywal został uznany przez samego dalajlamę (o czym w filmie "Hannah. Nieznana historia buddyzmu" nie ma ani słowa).

Dla przeciętnego widza ten dokument jest więc nie do przyjęcia. Jego jednostronność i ogólnikowość nie spełnia obietnicy złożonej w tytule. Nie poznamy tu nieznanej historii buddyzmu.
1 10
Moja ocena:
4
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones