Recenzja filmu

Hardware (1990)
Richard Stanley
Dylan McDermott
Stacey Travis

Bajki robotów

Niezbyt odległa przyszłość, świat po wojnie nuklearnej. Moses (Dylan McDermott), jak wielu innych ludzi, trudni się zbieraniem złomu. Pewnego razu udaje mu się nabyć od innego podobnego mu
Niezbyt odległa przyszłość, świat po wojnie nuklearnej. Moses (Dylan McDermott), jak wielu innych ludzi, trudni się zbieraniem złomu. Pewnego razu udaje mu się nabyć od innego podobnego mu "wolnego strzelca" szczątki robota. Postanawia ofiarować je swojej dziewczynie z okazji Gwiazdki. Ta przerabia go jedną ze swoich rzeźb. Niewinny prezent okaże się jednak początkiem koszmaru kiedy robot - prototyp maszyny wojennej - ożyje i rozpocznie eliminowanie wszystkich ludzi jakich napotka na swej drodze... Stosunkowo skromny, nakręcony za nieduże pieniądze obraz Richarda Stanleya szybko zdobył sobie rzeszę oddanych miłośników, a z czasem dorobił się miana dzieła kultowego. Inspiracją dla scenariusza była krótka opowiastka zamieszczona na łamach czasopisma "2000 AD", specjalizującego się w tematyce science - fiction.Sam reżyser nie dawał mu zbyt wielkich szans na sukces, ale niezwykły klimat filmu i ciekawa historia zrobiły swoje. Tonację "Hardware" w skrócie opisać można jako połączenie trylogii "Mad Max" z "Łowcą androidów". Już pierwsze sekundy ukazują postapokaliptyczne pustynne krajobrazy niczym z australijskiego hitu z Melem Gibsonem. Posępna, silnie oddziałująca na widza kolorystyka utrzymuje się przez cały seans, wprowadzając sugestywny, mroczny nastrój. Wielu zapewne będzie miało reżyserowi za złe obszerne, długie wprowadzenie, ja jednak poczytuję to na plus. Dzięki temu udało się wykreować sporą dawkę napięcia, zaś kiedy już morderczy robot wkracza do akcji, robi się z tego naprawdę kawał mocnej fantastyki przemieszanej z horrorem. W momencie premiery twórca pod wpływem nacisków zmuszony był usunąć kilkadziesiąt sekund co bardziej drastycznych fragmentów. Przywrócone po latach, także w wydaniu DVD, dodają filmowi pikanterii i cieszą oko. Scena przecięcia portiera na pół przez drzwi czy cięcie ciała piłą mechaniczną to elementy, które może nie szokują, ale są dobrze wykonane i odpowiednio krwawe. Średnio być może wypada w tym wszystkim kwestia aktorstwa, ale też jak na niskobudżetową produkcję nie jest ono wcale złe i bynajmniej nie razi. Zdecydowanym smaczkiem jest natomiast muzyka - na ścieżce dźwiękowej pobrzmiewają utwory takich grup jak Public Image Limited Johnny'ego Rottena czy Motörhead. Ponadto swe gościnne występy zapewniły tu takie persony jak Iggy Pop i Lemmy z wyżej wspomnianej kapeli. Dla każdego fana muzyki rockowej to dodatkowe atrakcje, które umilają oglądanie. Dziś "Hardware" to już szacowny klasyk science - fiction, pozycja "musisz mieć" dla każdego wielbiciela gatunku. Co najważniejsze obraz wcale się nie zestarzał i dostarcza sporą dawkę satysfakcjonującej rozrywki. Wizja Richarda Stanleya jest na tyle oryginalna i pełna widocznej pasji, że na pewno nie wyrzuci się jej szybko z głowy. Ja sam przyznam, że sekwencja przedśmiertnych majaków jednego z bohaterów pod koniec filmu z zabójczym androidem w roli groteskowego dyrygenta wywołała u mnie uczucia zbliżone do zachwytu. Naprawdę "odjechana" rzecz, której nie wypada przeoczyć.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones