Recenzja filmu

Szkolna zaraza (2014)
Jonathan Milott
Cary Murnion
Elijah Wood

Chore pokolenie

Twórcy "Cooties" z kilku oklepanych motywów zlepili zabawną, wciągającą fabułę, która nie grzeszy oryginalnością, ale i tak cieszy wplecionymi w nią prostym humorem i niezłym gore.
Clint Hadson wraca z Nowego Jorku do rodzinnego miasteczka Fort Chicken, aby móc skupić się na pisaniu swojej pierwszej powieści grozy, zarabiając na życie jako zastępca miejscowej nauczycielki szkoły podstawowej. Niestety, los chciał, że pierwszego dnia pracy Clinta w stołówce zostają podane zakażone nuggetsy z kurczaka, po spożyciu których wszyscy uczniowie zamieniają się w krwiożercze zombie...

Stało się - tematyka zombiezostała wyczerpana do tego stopnia, że twórcy horrorów, po raz enty pragnący zabrać się za motyw żywych trupów, nie mają już zbyt dużego wyboru. Zdaje się, że mogą albo podejść do zadania "na poważnie" i nakręcić kolejne mdłe filmidło, które swoją sztampowością prawdopodobnie wywoła u odbiorców wymioty, albo pójść w kierunku pastiszu i wykreować średnio inteligentne, ale za to względnie zabawne dzieło pokroju "Zombieland"czy "Zombiebobry". W przypadku"Cooties", całe szczęście,mamy do czynienia z tym drugim. Chociaż ta niezależna produkcja do wielce odkrywczych się nie zalicza, a zawarty w niej humor nie jest specjalnie wysokich lotów, niewątpliwie ogląda się ją przyjemnie, od czasu do czasu przecinając powietrze zdrowym, głupkowatym rechotem... Ja jestem zdecydowanie na tak!

Fort Chicken jest małym, zapyziałym miasteczkiem, gdzie nie da się zrobić zawrotnej kariery zawodowej, nieważne w jakiej branży. Jednak Clint Hadson (Elijah Wood) postanowił wrócić w rodzinne strony, aby w ciszy i spokoju dokończyć powieść o nawiedzonej łodzi. Szkoła podstawowa, w której mężczyzna tymczasowo zastępuje jedną z nauczycielek, przypomina prawdziwy gabinet osobliwości - dzieciaki wulgarnie pyskują i zdają się mieć głęboko w poważaniu nauczycielski autorytet, rodzice są świrnięci na swój "dorosły" sposób, a ciało pedagogiczne różni się od swoich uczniów praktycznie tylko wiekiem. Kiedy pierwsza dziewczynka zamienia się wzombiei odgryza koledze z klasy kawałek policzka po tym, gdy ten wyrwał jej z głowy koński ogon razem z kawałkiem skalpu, nikt się nawet specjalnie nie dziwi. Najwyraźniej takie "wypadki" nie są rzadkością w Fort Chicken Elementary, albo po prostu współcześni dorośli, zrezygnowani, ostatecznie postawili już krzyżyk na dzisiejszej młodzieży... Grupa nauczycieli barykaduje się w budynku dopiero, kiedy przez okno dostrzega krwawą jatkę odbywającą się na boisku szkolnym. Od tej pory wszyscy żywi muszą uważać, żeby nie skończyć w gnijących żołądkach wściekłych przedstawicieli "przyszłości narodu".

Wrażliwsi widzowie zapewne docenią ostrzeżenie- w "Cooties"często pojawiają się dosłowne sceny krwawej przemocy wobec dzieci... Przemoc ta w dodatku jest pokazana w rozkosznie zabawny sposób. Na temat tego, czy zabijanie niewinnych istot, które nawet jeszcze nie zdążyły przejść przez okres dojrzewania, jest czymś, z czego wypada się beztrosko śmiać, można prowadzić długie dyskusje, a i tak nie dojdzie się do jednozgodnej konkluzji. Faktem jest, że nawet w najbrutalniejszych filmach ozombiestrzał w głowę kilkuletniego żywego trupa zawsze jest wyjątkowo intensywnym, dołującym momentem, zarówno dla biorących udział w akcji postaci, jak i odbiorców przed ekranem. Z drugiej strony nie brak jest horrorów, gdzie młodzi zabójcy ganiają za dorosłymi tylko po to, by sami skończyć martwi (chociażby w bogatym podgatunku "porąbane, złe dzieci" - np."Synalek"). Nie da się ukryć jednak, że w większości tych dzieł zgon antagonisty nie został zaplanowany tak, by wywołać niczym niezmąconą uciechę odbiorcy. Cóż, jeśli należycie do tej części publiki, która uważa, że każdy żart ma swoje granice, lecz mimo tego zamierzacie zabrać się za "Cooties",mogę Wam dać tylko jedną (niestety pewnie marną) radę - dystans, dystans i jeszcze raz dystans. Nawet z najgorszego przypadku fikcyjnej (słowo kluczowe!) śmierci można stworzyć dobrą komedię...

Za scenariusz "Cooties"odpowiedzialni sąIan Brennan, najbardziej znany ze swojej pracy przy serialu "Glee",iLeigh Whannell, przywołujący na myśl takie "kultowe" tytuły jak "Piła"czy "Naznaczony". Aż trudno uwierzyć, że jeden z głównych twórców tak znanych, czystych gatunkowo horrorów stoi też za beztroską, wesolutką i naprawdę humorystyczną grozową komedyjką. Nie pozostaje nam nic innego, jak chylić czoła przed uzdolnionym filmowcem, chociaż nie tylkoWhannellzasługuje na uznanie - dwóch debiutujących reżyserów,Jonathan Milott i Cary Murnion, także spisało się wyśmienicie. Obraz jest rasową parodią, co na każdym kroku odzwierciedla też jego stylistyka. Wstęp pokazujący zabicie kury oraz przetwarzanie zakażonego mięsa jest mroczny i złowróżbny, do tego z pewnością niejednego widza na długi czas zniechęci do stołowania się w McDonald's. Gdy zostajemy przeniesieni do szkoły, klimat nadal utrzymuje się z powodzeniem - akcja się nie ślimaczy, sekwencje zzombiesą zmontowane w profesjonalny, dynamiczny sposób, a i efektygorestoją na zadowalającym poziomie (aczkolwiek soczystych scenek mogłoby być nieco więcej). Nie zrezygnowano całkowicie z pikselowej krwi, jednak na szczęście jest jej jak na lekarstwo, nie rzuca się więc zbytnio w oczy swoją sztucznością. Charakteryzacja martwych dzieci jest minimalistyczna i efektowna - nie ma podgniłych ciałek, ale za to są oszpecone paskudnymi pęcherzami, ubabrane dużą ilością posoki twarzyczki. Osobiście najbardziej zapadły mi w pamięć groteskowe zabawy uczniów-zombiena boisku - skakanka z jelita, turlanie gałek ocznych itp. - lecz film oferuje więcej zacnych momentów.

"Cooties"jest tylko jednym z wielu nawiązujących do nurtuzombieobrazów wyśmiewczych, jakich w ostatnich dwóch dekadach powstało od groma, jednak ma w sobie "to coś", co wyróżnia go na tle innych. Scenarzyści i reżyserzy filmu udowodnili nam, że da się jeszcze nakręcić dzieło o rozprzestrzeniającej się zarazie chodzących zwłok, który by nie nużył powtarzalnością podobnych motywów... W tym przypadku dane wątki zostały wykorzystane najlepiej, jak to było możliwe - zlepiono z nich zabawną, wciągającą fabułę, która nie grzeszy oryginalnością, ale i tak cieszy wplecionymi w nią prostym humorem i niezłymgore.Summa summarum - cud, miód i orzeszki!
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones