Są takie filmy, które przypominają watę cukrową: niby bezwartościowe, ale i tak sprawiają przyjemność. I właśnie takim filmem jest "Wygrać miłość" Sanay Hamri.
Są takie filmy, które przypominają watę cukrową: niby bezwartościowe, ale i tak sprawiają przyjemność. I właśnie takim filmem jest "Wygrać miłość"Sanay Hamri.
Rzecz to niezwykle konwencjonalna. Z zamkniętymi oczami i przez sen każdy jest w stanie opowiedzieć fabułę. Oto kobieta i mężczyzna. Ona jest sympatyczna, on jest idealnym dżentelmenem. Lubią się, ale na pierwszy rzut oka nie pasują do siebie. On wybierze więc inną, z którą idealnie wygląda na zdjęciach w kolorowych magazynach. Kiedy zdarzy się tragedia, kiedy dozna on kontuzji, która może zniszczyć jego karierę (a jakże! W każdej bajce musi być książę), tylko ona będzie wierzyć w niego i wydźwignie go z powrotem na szczyt.
W "Wygrać miłość" wszystko jest piękne i miłe. Nawet "zdzira", która poluje na bogatego męża, wcale nie jest taka zła, a na koniec okaże się mieć czyste serce. Całość jest tak słodka, że powinno nas zemdlić już na samą myśl. A jednak Hamri tak wszystko złożyła, że pozostało lekkostrawne i relaksujące. Największą zaletą "Wygrać miłość" jest właśnie to, jak bardzo niezobowiązującym jest filmem. Można go obejrzeć, odstresować się i zapomnieć o bolączkach codziennego dnia. To bajka przeznaczona dla Dziecka, które nosi w sobie każdy z nas. Nic tu widza nie zaskoczy. Hamri nie eksperymentuje ani na poziomie formy, ani fabuły. Stąpamy po pewnej i równej ścieżce przyzwyczajeń. Ale w tym przypadku to wcale nie przeszkadza.
To, że "Wygrać miłość" koniec końców "sprawdza się", reżyserka w dużej mierze zawdzięcza właściwie dobranej obsadzie. Queen Latifah i Common dobrze się dogadują na planie i mimo że prawie nie wymieniają czułości, można wyczuć między nimi chemię. I to już od sceny pierwszego ich spotkania na stacji benzynowej. Oglądając ją, wiemy, że są sobie przeznaczeni i po prostu czekamy, aż sami zdadzą sobie z tego sprawę. Reżyserka mogłaby zapewne lepiej wykorzystać aktorów drugoplanowych (Phylicia Rashad aż prosi się o lepszą ekspozycję), ale cóż... najwyraźniej nie można mieć wszystkiego.
Film został zrealizowany z myślą o konkretnej widowni – Afroamerykanach, którzy mają dość komedii romantycznej z białasami w głównych rolach. Jednak opowiedziana historia jest na tyle uniwersalna, że nikt nie powinien mieć problemów z wczuciem się w nastrój chwili. Hamri choć trzyma się swoich ulubionych tematów, robi postępy. "Wygrać miłość" jest wyraźnie lepszym obrazem od "Coś nowego".
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu