Recenzja filmu

Cisza (2010)
Baran bo Odar
Ulrich Thomsen
Wotan Wilke Möhring

Cierpienia młodego pedofila

Sam film nie jest mrożącym krew w żyłach oraz ścinającym białko thrillerem. Bliżej mu do eleganckiego kryminału.
Timo Friedrich (Wotan Wilke Mohring) ma wyrzuty sumienia, którymi obdzieliłby kilkunastu bohaterów europejskiego arthouse'u. Timo jest pedofilem. Dawno temu widział, jak jego przyjaciel, Peer (Ulrich Thomsen), morduje dziewczynkę i porzuca jej zwłoki na polu pszenicy. Był to finał lekcji o tym, by nie pętać bestii, ale wypuszczać ją z klatki, by nie dusić w sobie emocji, tylko je uzewnętrzniać, by nie wstydzić się swoich pragnień, lecz dawać im upust. Timo nie zrozumiał. Założył rodzinę, zapieczętował mroczne instynkty i przez lata spychał wspomnienie mordowanego dziecka w głębokie zakamarki pamięci. Do chwili, gdy po dwóch dekadach bliźniaczy mord otworzył zasklepioną ranę. Ponury film Barana bo Odara czerpie narracyjną energię z motywu nagłego zderzenia Tima z jego przeszłością. Przybiera ona, oczywiście, postać Peera.  

Wbrew temu, co mogliśmy wyczytać z internetowych kampanii reklamowych utworu, na żadne pytanie nie odpowiada tu "mordercza cisza", a sam film nie jest mrożącym krew w żyłach oraz ścinającym białko thrillerem. Bliżej mu do eleganckiego kryminału, w którym równie wiele uwagi poświęca się rozwijaniu wielopoziomowej intrygi, co kreśleniu wyrazistego portretu społeczności uwikłanej w krwawe wydarzenia. Czasem ekranowym dzieli się tu kilkanaście postaci, których problemom reżyser przygląda się okiem dziennikarza śledczego: nie każe widzowi nikomu współczuć, nie lamentuje nad upadkiem cywilizacji, ale zależy mu na wiarygodnym, psychologicznym rysunku postaci (chybione są tym samym porównania jego filmu do utworów Hanekego, w których to, co uwarunkowane psychologicznie, nie jest zazwyczaj obiektem zainteresowania kamery). Ramą tej ciekawej konwencji jest u Odara estetyczny paradoks: choć utwór jest fabularnie zadłużony w dreszczowcu (w uporządkowanym życiu bohaterów pojawia się ludzki "potwór"), większość akcji rozgrywa się za dnia, w pełnym słońcu, zaś nasycenie kolorów przywodzi na myśl poetykę telenoweli. Tworzy to ciekawą, lekko oniryczną atmosferę, otulającą widza równie szczelnie co aura mrocznych, deszczowych opowieści à 'la Hollywood.         

Sam problem pedofilii reżyser traktuje po macoszemu i ustawia go w funkcji fabularnego zapalnika – bohaterowie skontrastowani są według publicystyczno-tabloidowego wzorca: przykładny mąż, pan w pulowerze, walczący z własną obsesją kontra demon na emeryturze i z całą zbrodniczą filozofią na podorędziu. Niewiele tego na antropologiczny traktat, wystarczająco dużo na przyzwoity kryminał.
1 10 6
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones