Recenzja filmu

Epicentrum (2014)
Steven Quale
Richard Armitage
Sarah Wayne Callies

Cisza po burzy

Długo (i umiejętnie) budowane napięcie osiąga punkt kulminacyjny, którego nie powstydziłby się sam Roland Emmerich.
To, że kino katastroficzne można sprawnie zmieszać z konwencją found footage wiemy od czasów filmu "Cloverfield". Powszechnie wiadomo również, że wszelkiego rodzaju naturalne kataklizmy dobrze służą tego typu widowiskom. Wieloletni współpracownik Jamesa Camerona (co, zważywszy na jego portfolio, jest faktem o wiele bardziej wartym odnotowania niż samodzielne nakręcenie horroru "Oszukać przeznaczenie 5"), Steven Quale postanowił połączyć te dwa fakty i nakręcić film "z ręki" o śmiałkach ścigających gigantyczne tornado.



Donnie właśnie kończy liceum w prowincjonalnym Silverton. Jego zamiłowanie do kręcenia filmów spowodowało, że ma uwiecznić ceremonię zakończenia roku szkolnego, a także krótkie wywiady ze świeżo upieczonymi absolwentami. W tym samym czasie niespełnieni łowcy burz z despotycznym Pete'em na czele kierują się do niewielkiej mieściny licząc na to, że nakręcą przełomowy (w swojej karierze) materiał...

Operując nie najwyższym hollywoodzkim budżetem Quale całkiem sprawnie rozwiązał problem doboru obsady. Reżyser postawił na nazwiska, które większości widzów ledwo obiły się o uszy, ale idąc pewną ścieżką skojarzeń raczej wiele osób zauważy, że już gdzieś kiedyś ich widziało. Główną rolę żeńską gra Sarah Wayne Callies, znana z seriali "Prison Break" i "The Walking Dead". Towarzyszy jej Richard Armitage, aktor (na razie) nierozpoznawalny bez gęstej czarnej brody, którą to nosił grając Thorina - przywódcę krasnoludów w trylogii (sic!) "Hobbit". Na tej dwójce aktorów kończą się względnie znane twarze. Niestety ani Callies ani Armitage wybitnymi aktorami nie są (lub swą wybitność doskonale ukrywają) i przez to niektóre potencjalnie naładowane emocjami sceny dialogowe są bardzo sztuczne i niewiarygodne.



Esencja filmu, czyli pokazanie niszczycielskiej siły żywiołu, jest przedstawiona poprawnie. Długo (i umiejętnie) budowane napięcie osiąga punkt kulminacyjny którego nie powstydziłby się sam Roland Emmerich. Twórcom należy przyznać, że mimo iż scen katastroficznych jest w "Epicentrum" niewiele, to jednak są one bardzo widowiskowe i naprawdę cieszą oko. Tornado w kinie osiągnęło w końcu odpowiedni rozmach, zostawiając "Twistera" daleko w tyle.

"Epicentrum" patrząc na nie całościowo, to całkiem przyzwoity film. Sztuczna gra aktorska kontrastuje ze sprawnie budowanym napięciem i ładnymi efektami specjalnymi. Niestety kino katastroficzne jest chyba skazane na takie właśnie zestawienia. Najnowsze dzieło Stevena Quale'a to film o niszczycielskiej sile przyrody w sam raz na jeden raz, ale wyłącznie na wielkim ekranie.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Walczyliśmy z kosmitami. Śledziliśmy wiedźmę i trolla. Odwiedziliśmy szpital psychiatryczny oraz rodzinkę... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones