Recenzja filmu

80 milionów (2011)
Waldemar Krzystek
Krzysztof Czeczot
Wojciech Solarz

Czas honoru

Waldemar Krzystek to łebski gość. Wybierając tematy swoich filmów, kieruje się metodą "Myśl globalnie, działaj lokalnie". Reżyser bierze na warsztat fascynujące autentyczne historie, a potem
Waldemar Krzystek to łebski gość. Wybierając tematy swoich filmów, kieruje się metodą "Myśl globalnie, działaj lokalnie". Reżyser bierze na warsztat fascynujące autentyczne historie z okolic Dolnego Śląska, a potem ubiera je w lubiany przez masową publiczność gatunkowy kostium.  W przypadku nagrodzonej w 2008 roku Złotymi Lwami "Małej Moskwy" był to melodramat. Jeśli chodzi o "80 milionów", mamy do czynienia z kinem sensacyjnym spod znaku heist movie.

Tytułowa kwota znajdowała się na koncie dolnośląskiej Solidarności na kilkanaście dni  przed wprowadzeniem Stanu Wojennego. W obawie o to, że bezpieka położy łapy na całej sumie, trzech działaczy organizacji postanowiło udać się do banku i wybrać miliony opozycji. Gigantyczna wypłata nie mogła, oczywiście, umknąć czujnemu oku władzy. Rozpoczął się pościg, w który zaangażowała się między innymi wspomagana przez cinkciarzy kuria biskupia.

Typowy polski film rozgrywający się w tym samym okresie historycznym co "80 milionów" można scharakteryzować mniej więcej tak: jest źle, bardzo niedobrze i nie ma nadziei na to, że będzie lepiej. Krzystek zrywa wreszcie z tym martyrologicznym obrazem, który tak bardzo ukochali nasi reżyserzy. Bohaterom "Milionów" przyszło żyć w trudnych czasach pod rządami brutalnych komunistów, ale nie oznacza to przecież, że mają zrezygnować z woli walki i zostawić wszystko w rękach Trójcy Świętej. Reżyser nie uczynił na szczęście ze swoich "złodziei" pomnikowych herosów mających na każdą okazję jakiś patriotyczny frazes. Staszek, Piotrek i Józek (obsadzeni przez nieopatrzonych jeszcze aktorów) to normalni fajni faceci, którymi targają różne wątpliwości. Znają się na żartach, potrafią zachować zimną krew i wiedzą, co to honor. Co najciekawsze jednak, są inteligentami, a więc przedstawicielami tej grupy społecznej, która zwykła się w polskim kinie kojarzyć  z moralnym jojczeniem a la Krzysztof Zanussi. Miło jest obejrzeć ludzi z wyższym wykształceniem i paroma przeczytanymi książkami na koncie jako bohaterów filmu akcji.

Krzystek nie ustrzegł się za to innego klasycznego grzechu polskiego kina, czyli stereotypowego portretowania płci pięknej. Z kobiet po stronie Solidarności uczynił rozhisteryzowane kuchty, które wpadają w szloch za każdym razem, gdy ich "meni" planują wyruszyć na wojenkę. Z kolei panie po ciemnej strony mocy to albo pozbawione emocji drapieżniki, albo sprzedajne suki. Subtelniejszych odcieni, niestety, nie dostrzegłem.

Od momentu, gdy bohaterowie wchodzą do banku, fabularny silnik zaczyna pracować na zdwojonych obrotach. Poszczególne wątki splatają się ze sobą w mocarny klincz, by w finale doczekać się satysfakcjonującego rozwiązania. Jedynie wątek Maksa (Marcin Bosak) i jego zagranicznej kochanki wygląda jak odrzut z miniserialu, który początkowo mieli w planach twórcy "80 milionów".

Na koniec mam złą wiadomość dla fanek Filipa Bobka. Dystrybutor reklamuje jego rolę jako jedną z głównych w filmie, podczas gdy w rzeczywistości grającego Władysława Frasyniuka aktora oglądamy na ekranie przez góra pięć minut. Bobek ma seksowną brodę i nażelowane włosy, czyli wygląda tak jak każdy typowy robotnik epoki socjalizmu. Pod względem image'u wyrabia 200% normy!
1 10
Moja ocena:
7
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones