Recenzja filmu

Listy do M. 2 (2015)
Maciej Dejczer
Maciej Stuhr
Roma Gąsiorowska

Cztery lata po szczęśliwym zakończeniu

Wątków w filmie jest na tyle dużo, że w zasadzie żaden z nich nie został dogłębnie wyeksploatowany. Wszystkie historie zostały przedstawione pobieżnie, co ma swoje złe i dobre strony. Ciekawsze
Happy end to najważniejszy element każdej komedii romantycznej. Specyfika gatunku i docelowego grona odbiorców wymaga, aby zabawne historie rodzinne i miłosne zawsze kończyły się dobrze. Zatem "Listy do M." - polski świąteczny przebój z 2011 roku - nie mógł być wyjątkiem od reguły. Tym bardziej, że tłem opowiadanej historii są Święta Bożego Narodzenia. Ostatecznie wszystkie wątki polskiej odpowiedzi na "To właśnie miłość" musiały się bardzo dobrze skończyć. "Listy do M. 2" pokazują, że jednak po upływie czterech lat części filmowych par z pierwszej części zdecydowanie nie można przypiąć łatki "I żyli długo i szczęśliwie".


Z filmu dowiadujemy się między innymi jak się potoczyły dalsze losy bohaterów pierwowzoru. Mikołaj Konieczny - centralna postać pierwszej części - zostaje zepchnięty na głęboki drugi plan i tym razem boryka się z bardzo trywialnym problemem, który mimo wszystko budzi silne emocje w żeńskiej części widowni. "Zły Mikołaj" Melchior w dalszym ciągu udowadnia, że zupełnie nie nadaje się do wykonywanej pracy. Karina i Szczepan Lisieccy wciąż się czubią, a stonowany Wojciech jest niemniej sympatycznym snobem niż ostatnio. Do nowości należy m.in. wątek Magdy i Redo - dwoje zakochanych od pierwszego wejrzenia, lecz rozdzielonych przez los.

"Listy do M. 2" różnią się od poprzednika przede wszystkim wyważeniem proporcji między komedią a dramatem. Produkcja jest filmem wyraźnie cięższego kalibru niż jej poprzednik. Większość problemów postawionych przed bohaterami filmu ma prawdziwie przytłaczający charakter i przeplatanie ich scenami humorystycznych wydaje się momentami być niesmacznym żartem.

   

Mimo wszystko różnych wątków w filmie jest na tyle dużo, że w zasadzie żaden z nich nie został dogłębnie wyeksploatowany. Wszystkie historie zostały przedstawione pobieżnie, co ma swoje złe i dobre strony. Ciekawsze wątki pozostawiają po sobie niedosyt, a te mniej intrygujące nie irytują za bardzo ze względu na niedługi czas występowania na ekranie. Szczególnie godne pożałowania wydaje się całkowity brak wykorzystania potencjału niezwykle charyzmatycznego Piotra Głowackiego - jego bohater pojawia się na chwilę w kilku scenach filmu i niestety nic do nich nie wnosi.

Kontynuacja "Listów do M." to dość dziwny film. Skondensowane wątki, które spokojnie wystarczyłyby na stworzenie trzynastoodcinkowego serialu, do najlżejszych na pewno nie należą. Hasło reklamowe filmu "Komedia jeszcze bardziej romantyczna" to zwykła manipulacja. Oddaję sprawiedliwość, że pod koniec seansu oczywiście czuć magię Świąt, a film kończy się dokładnie tak, jak skończyć się powinien.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Listy doM." okazały się jedną znajbardziej zaskakujących produkcji ostatnich lat. Film wreżyserii Mitja... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones