Recenzja filmu

Jak zostać kotem (2016)
Barry Sonnenfeld
Jarosław Boberek
Kevin Spacey
Jennifer Garner

Dożywocie w kocie

Postać futrzaka wymyślona została najwyraźniej przez kogoś, komu obca jest jego kocia natura. Uwięziony w zwierzaku wskutek fatalnego zbiegu okoliczności ojciec robi niewiele poza sikaniem w buty
Do tezy o niewyczerpanym potencjale komediowym kotów nie trzeba nikogo przekonywać. W końcu kto z nas nie klika od czasu do czasu w śmieszne wideo pojawiające się regularnie w facebookowym newsfeedzie między politycznym newsem a wystudiowanym zdjęciem kanapki siedzącego właśnie w kawiarni znajomego? Doskonale świadomi tego zjawiska są twórcy komedii "Jak zostać kotem?" – kilka youtube'owych hitów włączyli nawet w materię swojego filmu. Mam jednak poważne wątpliwości, czy z internetowego fenomenu wyciągnęli jakieś wnioski czy postanowili to wspólne kulturowe dobro po prostu spieniężyć. 

   

Tom Brand to pełen wigoru przedsiębiorca najwyższego szczebla – jego mieszkanie na Upper East Side łatwo pomylić z prezydencką rezydencją, na jego koncie oprócz wielozerowych sum figuruje także burzliwy rozwód, odpowiednio młodsza druga żona oraz całkowity brak czasu dla córki. Właściwie mógłby trochę zwolnić tempo i scedować sporą część obowiązków na dorosłego syna, którego rola osobistego asystenta własnego ojca zaczyna już męczyć. Ale Tom nie odpuszcza – właśnie zbliża się dzień oddania pod użytek publiczny najwyższego w Stanach Zjednoczonych drapacza chmur, którego jest pomysłodawcą, wykonawcą i ojcem chrzestnym w jednym. Wpisowi do Księgi Rekordów Guinnessa zaczyna zagrażać prężnie pnący się ku niebu wieżowiec w Chicago. Naszemu bohaterowi, zwykłemu przybywać na konferencje prasowe przy pomocy spadochronu zamiast windy, problem wydaje się trywialny – trochę zmieni się konstrukcję, wybuduje stalową antenę i palma pierwszeństwa pozostanie w jego rękach. Na drodze do realizacji fallicznych fantazji stają jednak urodziny zapomnianej latorośli, która dość ma już widywania ojca jedynie w telewizji i żąda stuprocentowej uwagi, przynajmniej na czas swoich urodzin. Na domiar złego dziewczynka domaga się w prezencie nie jachtu ani złotego Rollexa, ale zwierzątka, i to w dodatku znienawidzonego przez Toma kota. Tym razem egocentryczny ojciec postanawia się poświęcić i ulec ekstrawagancji ukochanej nastolatki, udając się do tajemniczego sklepu zoologicznego jeszcze bardziej ekstrawaganckiego sprzedawcy, który okazuje się kimś więcej niż tylko miłośnikiem domowych futrzaków.

Temat zaniedbywania dzieci przez zapracowanych rodziców to jeden z ulubionych tematów kina familijnego i nic w tym złego, że twórcy "Jak zostać kotem?" odgrzewają go, nawiązując do popularnej w latach 80. i 90. konwencji komedii o "zamianie miejsc". Gorzej, że postać futrzaka wymyślona została najwyraźniej przez kogoś, komu obca jest jego kocia natura. Uwięziony w zwierzaku wskutek fatalnego zbiegu okoliczności ojciec robi niewiele poza sikaniem w buty i torebki nielubianych gości oraz piciem single-maltowej whiskey. Każdy właściciel kota wie, że już same dźwięki pupila – od mruczenia przez "purruranie" na żałośliwych miauknięciach kończąc – to imponujący arsenał. Tymczasem Pan Puszek został skonstruowany wyłącznie z klisz i uprzedzeń, w efekcie widzowie mają tyle samo (nie)przyjemności z obcowania z bohaterem, co sam uwięziony w kocim ciałku Tom. Jeśli cała Wasza wiedza i sympatia do kotów zawiera się w zdaniu "koty są głupie i wredne", całkiem możliwe, że będziecie się bawić dobrze. Wszystkim pozostałym zostają na pocieszenie rozczulające występy byłej żony Toma, która nawet w chwilach największego wzburzenia nie odmawia kieliszka Martini. 


Choć w zamyśle "Jak zostać kotem" miał być łączącym pokolenia filmem familijnym, wyszedł z niego obraz dla nikogo – to jedynie zgrzebna kompilacja scen wypełnionych korpogadką z grubo ciosanymi slapstickowymi popisami. Przypomina rodzinne przyjęcie, na którym rozstawiono dwa osobne stoliki. Przy jednym – dorośli opowiadają sobie brzydkie żarty o samobójcach i pracujących w fabrykach Trzeciego Świata dzieciach. Przy drugim – pozbawiony komediowego wyczucia, wyposażony w popsuty "detektor żenady" wujek próbuje zabawić maluchy, wyginając bezładnie ciało w znalezionym na wyprzedaży stroju klauna. Obojętnie, do którego z nich się dosiądziecie, niestrawność macie zagwarantowaną.
1 10
Moja ocena:
3
Absolwentka filozofii i polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Laureatka III miejsca w konkursie im. Krzysztofa Mętraka dla młodych krytyków filmowych (2011). Pisze o filmach do portali... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Słowem wstępu dla tych, którym nie chce się czytać całości: "Jak zostać kotem" jest idealnym filmem dla... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones