Recenzja filmu

Oh, Boy! (2012)
Jan Ole Gerster
Tom Schilling
Marc Hosemann

Dryft

Ekranowy Berlin to kuźnia niespełnionych artystów, sfrustrowanego mieszczaństwa, ludzi wielu talentów, którzy ostatecznie nie robią użytku z żadnego. Wszystko płynie raczej w rytmie jazzu niż
Dzień jak co dzień: prawo jazdy skonfiskowane, konto świeci pustkami, na kawę nie starcza, bilet na metro stracił ważność. Niko (Tom Schilling) ma jednak kłopoty charakterystyczne nie tylko dla świeżo upieczonych studentów. Dręczy go również problem natury egzystencjalnej: życiowa stagnacja, niemożność obrania jakiejkolwiek ścieżki, strach przed działaniem. Problem, o którym w Ameryce kręci się słodko-gorzkie, a w Europie tylko gorzkie filmy.



Że młodzi nie chcą, nie potrafią i nie mają przeciw czemu się buntować, wiadomo. Że skumulowaną przez lata energię odprowadzają do ziemi, bo każda decyzja i tak skończy się  rozczarowaniem – takoż. Reżyser i scenarzysta Jan Ole Gerster nie przyjmuje pozy mędrca z kamerą, nie wchodzi również w buty socjologa. Nie pochyla się nad truizmami, po prostu nakazuje Niko rzucić szkołę i puszcza go w kurs po Berlinie. I tak, bohater błąka się po ulicach, przecina trasy znajomych i nieznajomych, podgląda sobie życie ufundowane na konformizmie, lenistwie i wszelkich "planach minimum". Z otępienia wyrywają go co jakiś czas piętrzące się absurdy codzienności. Z bezczynności nie wyrwie go już nic.

Ekranowy Berlin to kuźnia niespełnionych artystów, sfrustrowanego mieszczaństwa, ludzi wielu talentów, którzy ostatecznie nie robią użytku z żadnego. Wszystko płynie raczej w rytmie jazzu niż techno – jest spokojnie, melancholijnie, a papierosowy dym i czarno-białe ascetyczne zdjęcia Philippa Kirsamera załatwiają resztę. A jednak pomimo słabości reżysera do przetartych na wylot estetycznych klisz film ogląda się świetnie. Dowodów inscenizacyjnej finezji i pisarskiego luzu nie brakuje, eksponuje je zresztą sama konwencja: rozpisany na szereg dramatyczno-komediowych epizodów utwór przypomina łańcuszek, na który Gerster nawleka kolejne krótkometrażowe perełki. Znajdziemy tu naszkicowane z polotem postaci drugoplanowe i absurdalny humor.  



Autor nie upaja się sytuacją bohatera, nie próbuje nas przekonać, że z racji swojej samotności i dystansu do ludzi Niko ma dostęp do jakiejś pozazmysłowej rzeczywistości. Bohater nie jest ani posępnym ironistą, ani przypadkiem klinicznym. W świetnej interpretacji Toma Schillinga to po prostu bezpretensjonalny, pogubiony chłopak – everyman pokolenia kidulstów, dryfujących przez życie, trzydziestoletnich dzieciaków. Pytanie, czy można się w nim przejrzeć, wydaje się w zasadzie retoryczne.
1 10 6
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones