Recenzja filmu

Dobry, zły i brzydki (1966)
Sergio Leone
Clint Eastwood
Lee Van Cleef

Dwaj sławetni łajdacy

Dawno temu przedstawiciele pewnej wytwórni odwiedzili Luciano Vincenzoniego, jednego z współtwórców scenariusza do wcześniejszego filmu Sergio Leone. Wytwórnia wyszła z propozycją realizacji
Dawno temu przedstawiciele pewnej wytwórni odwiedzili Luciano Vincenzoniego, jednego z współtwórców scenariusza do wcześniejszego filmu Sergio Leone. Wytwórnia wyszła z propozycją realizacji kolejnego spaghetti westernu. Luciano blefował, że wraz z producentem i reżyserem pracują nad kolejnym interesującym filmem, w którym bohaterami mieli być dwaj rewolwerowcy poszukujący złota na amerykańsko-meksykańskiej granicy. Jego blefowanie doczekało się nie tylko dużego zainteresowania, ale także wsparcia kwotą wysokości miliona dolarów. Tak oto twórcza improwizacja współscenarzysty przemieniła się w film godny zapamiętania. "Dobry, zły i brzydki" jest klasykiem i obowiązkową pozycją dla każdego kinomana.

Głównymi bohaterami napędzającymi w niezwykle klimatyczny sposób fabułę są Blondyn (Clint Eastwood), małomówny rewolwerowiec, zdolny do dwulicowych zagrań w obliczu garści dolarów, oraz Tuco Ramirez (stworzony wręcz do tej roli Eli Wallach), rozgadany meksykański desperado, oskarżony o wiele przestępstw w kilku stanach, lecz nawet taki łajdak jak on ma swojego anioła stróża. Żyją oni w obliczu wojny między Północą a Południem, lecz fakty historyczne nie są tu aż tak ważne. Co więcej, bohaterowie nie okazują zainteresowania wojną i wspólnie ruszają po cztery worki wypełnione złotem, zakopane na cmentarzu w jednym z grobów. Jednak nie są sami. Tuż za nimi wyrusza łowca nagród Anielskooki (Lee Van Cleef), który, kiedy jest opłacony, wykonuje swoją robotę do końca. I tym razem nie spocznie, póki złoto nie będzie jego.

Sergio Leone jako jeden z nielicznych reżyserów czuł magię kina. Jego filmy zostały docenione nieco później, lecz tylko dlatego, że wyprzedzał on swoją epokę i wiedział, czego oczekuje współczesny widz. Jednak perfekcjonizmu nie osiągnąłby bez pomocy niezapomnianego Ennio Morricone oraz mistrza sztuki operatorskiej Tonino Delli Colli, który swoimi długimi ujęciami i mocnymi zbliżeniami na pustynię czy też oczy potrafił trzymać w napięciu.

Rzadko kiedy zdarza się, żeby muzyka tak świetnie współgrała z filmem. To zasługa między innymi reżysera. Miał on w zwyczaju bowiem puszczanie na planie muzyki, co wprawiało aktorów w odpowiedni nastrój. Ennio Morricone dzięki klimatycznemu motywowi "wycia kojotów" podczas napisów początkowych, zapisał się na stałe w elicie najlepszych kompozytorów wszech czasów. Jego ścieżka dźwiękowa wpada na długo w ucho i widz z chęcią powraca do obejrzenia Trylogii dolara.

Jedno z pięciu arcydzieł westernów zasługujących na uznanie i zapamiętanie. Niewiele jest obrazów, które potrafią wciągnąć widza w środek akcji bez zbędnych technik 3D i pozwalających poczuć chciwość oraz zaślepienie bohatera, kiedy ten desperacko poszukuje grobu, gdzie ukryte jest bogactwo.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Dobry, zły i brzydki" to prawdziwe arcydzieło tak zwanego spaghetti westernu. Reżyser Sergio Leonezajął... czytaj więcej
Szczerze mówiąc, odkąd sięgam pamięcią, nigdy nie byłem fanem westernów. Jazda na koniach, świst wiatru,... czytaj więcej
Dziki Zachód, pustynna sceneria i bezduszni rewolwerowcy - tak w skrócie można opisać ten wielki,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones