Dwie Italie

"Via Castellana Bandiera" pokazuje przede wszystkim, że każda ze stron – i ta tradycjonalistyczna, i ta zbuntowana – jest tak samo uparta. Obie mają podobnie gorącą krew i po obu leży wina za
Na zeszłorocznym festiwalu w Wenecji włoskie propozycje w konkursie głównym nie znajdowały się wśród faworytów. "È stato il figlio" Daniela Ciprì i "Un giorno speciale" Franceski Comencini mocno odstawały od poziomu przeglądu, a i Marco Bellocchio, którego "Śpiąca królewna" wzbudziła więcej nadziei i dyskusji, obszedł się bez nagrody. W tym roku na film otwierający wenecki konkurs wybrano "Via Castellana Bandiera" Emmy Dante – znanej włoskiej reżyserki teatralnej, która debiutuje na dużym ekranie. Film jest ekranizacją jej wydanej pięć lat temu powieści pod tym samym tytułem.

Dwie dziewczyny jadą Fiatem przez Sycylię. Choć wybierają się na wesele, nastrój w ich Multipli raczej wesoły nie jest. Rosa nerwowo prowadzi samochód, umilając to sobie nieustającymi kłótniami ze swoją dziewczyną Clarą (Alba Rohrwacher), kompulsywnie szkicującą w swoim notatniku. Kiedy zbliżają się do Palermo, skąd pochodzi Rosa (jak zresztą grająca ją reżyserka filmu), atmosfera w aucie jest już tak ciężka, że pod znakiem zapytania staje nie tylko sens tej podróży, ale i przyszłość ich związku. I właśnie wtedy na ich drodze staje inny samochód – wiozące sycylijską rodzinę Punto. Jezdnia jest zbyt wąska, by zmieściły się oba, któryś Fiat musi się cofnąć, ale ani nabuzowana Rosa, ani jadąca z naprzeciwka, podpuszczana przez rodzinę, Samara (Elena Cotta) nie zamierzają ustąpić. Do głosu dochodzi sycylijski upór.

Stworzony przez bohaterki zator budzi skojarzenia ze słynnym "Korkiem" Luigiego Comenciniego – metaforą sytuacji we Włoszech lat 70. U Dante jednak korek szybko zostaje udrożniony i na "polu bitwy" pod Palermo pozostają dwa samochody, należące do skrajnie różnych (ale może tylko pozornie) kobiet. Wiecznie zagniewana Rosa, spod której gęstych loków wystaje pojedynczy dredzik, jest lesbijką w średnim wieku. W samochodzie staruszki Samary, na którą pokrzykuje cała rodzina, wisi krzyż. Nieprzypadkowo obie prowadzą symbolizujące włoskość Fiaty – ten niemy pojedynek jest bowiem tak naprawdę grą o dominację dwóch Italii, ścierających się w polityce, kulturze, obyczaju, właściwie w każdej dziedzinie życia.

Taki dwubiegunowy podział jest oczywiście niezwykle uproszczony, ale i mocno rozpowszechniony w świadomości Włochów. Jeżeli dokument "Girlfriend in a Coma" Billa Emmotta i Annalisy Piras, który narobił zamieszania przed ostatnimi wyborami na Półwyspie Apenińskim, mówił o "dobrej" i "złej" Italii, "Via Castellana Bandiera" niuansuje tę opozycję. Pokazuje przede wszystkim, że każda ze stron – i ta tradycjonalistyczna, i ta zbuntowana – jest tak samo uparta. Obie mają podobnie gorącą krew i po obu leży wina za niemoc porozumienia i zabetonowanie zmian. Zarówno na Sycylii, jak w całej Italii.

Nie w tym jednak rzecz, że spór jest bezzasadny i nie przynosi nic dobrego. Oferuje on coś zdecydowanie ważniejszego – igrzyska. Zablokowana sycylijska ulica żyje spektaklem. Podgląda z okien, ładuje się do samochodów antagonistek, daje dobre rady, stawia nawet pieniądze na to, kto ów pojedynek zwycięży. Tłum ma temat, a lokalni kanciarze i spekulanci – łatwe pieniądze. Może dlatego tak trudno jest podobne absurdy – bo właśnie tak nazwać trzeba sytuację pokazaną w "Via Castellana Bandiera" – wyeliminować. Jednym nie pozwala na to poczucie honoru, innych absurd ten albo bawi, albo zwyczajnie się opłaca.
1 10
Moja ocena:
6
Filmoznawca, dziennikarz, krytyk filmowy. Publikuje m.in. w "Filmie", "Ekranach", "Kwartalniku Filmowym". Redaktor programu "Flaneur kulturalny" dla Dwutygodnik.com, współautor tomów "Cóż wiesz o... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones