Recenzja filmu

Jeż Jerzy (2010)
Wojciech Wawszczyk
Jakub Tarkowski
Borys Szyc
Maria Peszek

Elo, kufa! To je czad

"Jeż Jerzy" bezlitośnie obnaża mniejsze i większe przywary Polaków i czyni to w sposób zrozumiały dla każdego odbiorcy.
Jeż to jest bardzo rozrywkowy zwierz. Pod palemką na rondzie wyżłopie browara, w limuzynie poćwiczy paluszki na jędrnych udach samic homo sapiens, a nocą wprowadzi obcy materiał do zdrowego organizmu polskiej katoliczki. Dzięki niemu policjantki, osiedlowe oprychy i skośnoocy przedstawiciele gastronomii ulicznej mają pełne ręce roboty. Cóż zatem będzie się działo, gdy na ulicach stolicy pojawi się jeż drugi, sklonowany i wychowany w żelaznym inkubatorze na pożywnej papce z kultury masowej? Tego nie jesteście sobie w stanie wyobrazić, to po prostu musicie zobaczyć.

Ostatnimi czasy premiery polskich komedii przypominają niemiłe sytuacje, kiedy wybije szambo. Powoli zaczynałem już powątpiewać, czy przypadkiem nie straciliśmy gdzieś poczucia humoru. Z tego też powodu "Jeż Jerzy" okazuje się bardzo ważnym filmem – przywraca bowiem wiarę w nasze swojskie komedie.

Wojtek Wawszczyk, Kuba Tarkowski i Tomek Leśniak skorzystali z najprostszego z możliwych pomysłów: wykorzystali dowcipy, którymi "żyje ulica". Co ważne, wykazali się odwagą i poszli na całość, bez rozwadniania gagów polityczną poprawnością. Nie oglądając się na stróżów moralności i "dobrego smaku", łączą humor kloaczny z wyrafinowaną satyrą. Rezultat jest elektryzujący i zaskakująco eklektyczny. Każdy znajdzie tu coś dla siebie. Jedni będą mogli pośmiać się z buraków, których na osiedlu omijają wielkim łukiem. Inni zarechoczą na widok obśmiewanych polityków, widząc w nich oszołomów z przeciwnego obozu politycznego. Mnie, zapewne z racji wykonywanego zawodu i zainteresowań, najbardziej przypadło naigrywanie się ze snobistycznej elity kulturalnej kraju.

"Jeż Jerzy" bezlitośnie obnaża mniejsze i większe przywary Polaków i czyni to w sposób zrozumiały dla każdego odbiorcy. To właśnie humor jest najsilniejszą stroną filmu i na nim w zasadzie opiera się cała konstrukcja. Fabuła ma tu charakter raczej umowny. Jest niczym nić, na którą niczym korale nanizane są kolejne skecze.

Jednak to, że film bawi, jest zasługą nie tylko autorów scenariusza, ale też bezbłędnie dobranej obsady. O Lilce, dziwce o złotym sercu i głosie Macieja Maleńczuka, szybko nie zapomnicie. Borys Szyc jako tytułowy Jerzy rozbawia do łez. Najlepiej wypadają drobne epizody, których nie będę zdradzał, bo warto dać się im zaskoczyć. Wszyscy, którzy pracowali przy tej animacji, wykazali się wielkim dystansem do siebie i za to należą im się brawa. Bez tego "luzackiego" podejścia, obawiam się, że z "Jeżem Jerzym" stałoby się to, co z resztą naszych "zabawnych" produkcji.

Aha. Dla wszystkich zamierzających wybrać się do kina: nie wychodźcie, gdy tylko zaczną się napisy końcowe. To jeszcze nie koniec filmu.
1 10
Moja ocena:
7
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Ostatnimi czasy rodzime kino jest w opłakanym stanie. Temu nie zaprzeczy chyba nawet największy... czytaj więcej