Recenzja wyd. DVD filmu

Dzień Niepodległości (1996)
Roland Emmerich
Will Smith
Jeff Goldblum

God bless planet Earth!

No i mamy przed sobą prawdziwe wyzwanie. Zrecenzować film, który jest jednym z - nie bójmy się słowa - najgłupszych filmów kiedykolwiek nakręconych. Listę jego błędów i nielogiczności można by
No i mamy przed sobą prawdziwe wyzwanie. Zrecenzować film, który jest jednym z - nie bójmy się słowa - najgłupszych filmów kiedykolwiek nakręconych. Listę jego błędów i nielogiczności można by mnożyć i mnożyć, swego czasu jedno (pewnie niejedno...) czasopismo opublikowało listę ponad stu niedorzeczności, jakie w tym filmie pchają akcję do przodu. A to wirusy komputerowe, atakujące komputery kosmitów, a to denerwująca zabawa prawami fizyki, a to nieprawdopodobne szczęście czy oczywisty wygląd obcych. Złośliwy krytyk narzekał, że finałowa scena powinna być hołdem nie dla ludzkiej (amerykańskiej?) siły, ale dla głupoty, która jeszcze do tego tak pięknie czyści portfele... Mimo wszystko jednak podejmę się obrony "Dnia niepodległości". Bo w moim przekonaniu, nawet głupota może czasem rozbrajać - i to nie tylko statki kosmitów lub portmonetki. Fabuła jest znana i lubiana. Na Ziemię najeżdżają kosmici. Ich olbrzymie statki zawisają nad największymi miastami Ameryki, Japonii, Rosji. Konsternacja. Naukowcy zastanawiają się, jak to wytłumaczyć, część ludzkości panikuje, niektórzy zaś mają nadzieję, że może wróci Elvis (naprawdę!), a wojskowi przygotowują plany ochrony na wypadek ataku ze strony obcych. I atak następuje - jest jednak tak nagły i tak druzgocący (i wspaniale widowiskowy!), że z początku Ziemianie nie są w stanie wymyślić nic przeciw swym wrogom z kosmosu. A jednak dzielni Amerykanie nie poddają się - a jako, że mają jeszcze na czele TAKIEGO prezydenta (niezły Bill Pullman), szybko przechodzą do kontrataku. Do pewnego momentu wszystko jest w tym filmie rzeczywiście denerwujące. Prezydent błaga przyszłe pokolenia o wybaczenie użycia broni atomowej, statek kosmitów zakrywa cieniem amerykańską flagę zatkniętą na Księżycu, piesek, który ucieka z ognia - oczywiście się uratuje, a Ziemię ocali nie kto inny, jak Żyd z Murzynem (zresztą przesympatyczny Smith z arcyprzystojnym Goldblumem). Jednak w pewnym momencie miałem wrażenie, że cały idiotyzm filmu "wywraca się na drugą stronę" - i "Dzień niepodległości" zaczyna oglądać się po prostu z przyjemnością. Czego to zasługa? Po pierwsze chyba - znakomitych (do dzisiaj!) efektów specjalnych. Po drugie - wartkiej akcji, poprzetykanej komediowymi akcentami. Po trzecie Emmerich dobrze wygrywa ludzkie lęki - przede wszystkim bezradność wobec przytłaczającego zagrożenia. Wreszcie jednak... no właśnie, w pewnym momencie, co tu dużo mówić - wchodzi się w konwencję. Czy piszczałeś z uciechy, gdy Will Smith kopał kosmitę? Czy kibicowałeś amerykańskim myśliwcom strącającym statki obcych? Czy na baczność słuchałeś przemówienia prezydenta USA na temat: "4 lipca, dzień niepodległości całej ludzkości"? Cóż, wstyd się przyznać - ale ja tak... Bo ogólnie wiadomo, że w dużych dawkach głupota jest niebezpieczna - w małych zaś nazywają ją "hollywoodzkim kinem" i gwarantuje ona doskonałą zabawę - idealną na wieczór przy piwie, najlepiej oczywiście - 4 lipca.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones