Jedyne wyjście dla artysty?

To, czym współczesny artysta wyróżnia się na tle społeczeństwa, zazwyczaj sprowadza się do kilku specyficznych cech osobowości. Czasami nie jest to nawet kwestia tych wyróżników, a jedynie
To, czym współczesny artysta wyróżnia się na tle społeczeństwa, zazwyczaj sprowadza się do kilku specyficznych cech osobowości. Czasami nie jest to nawet kwestia tych wyróżników, a jedynie wykalkulowanej, opierającej się z reguły na skandalu promocji, zwłaszcza w przypadku celebrities. Natomiast to, co wyróżnia Bansky’ego na tle innych artystów, to fakt, że pozostaje on praktycznie nierozpoznawalny jako osoba - członek społeczeństwa o jakimś imieniu, nazwisku, adresie zamieszkania, numerze ubezpieczenia, etc. Kto by pomyślał?  Gość, którego każdy twórczy gest jest tak charakterystyczny i rozpoznawalny. Ktoś, kogo nie trzeba specjalnie przedstawiać, to po prostu Banksy. Tyle… i nic więcej.

Skryty za pseudonimem, bez oficjalnej tożsamości, lecz bynajmniej nie anonimowy artysta (a może grupa artystów?), który wypracował niezwykle oryginalny styl, nadając potocznie zwanemu "wandalizmowi" całkiem nowy wymiar i znaczenie. To jest ta szczypta czegoś wyjątkowego, co – jak mawiają Amerykanie – robi wielką różnicę, i to nie tylko jako wyróżnik dla tego typu aktywności twórczej. Postawa tego artysty może być pojmowana jako swego rodzaju kontestacja, która zdecydowanym gestem odcina się od komercjalizacji, konsumpcji i umasowienia sztuki. W "Exit Through the Gift Shop" Banksy zdaje się podkreślać ten postulat, ujmując go w dotychczas nieużywaną przez siebie formę ekranizacji. A więc kolejny raz potencjalny odbiorca ma możliwość docenić zarazem prowokacyjny akt twórczy oraz obronę prawdziwie zaangażowanej i autentycznej sztuki? Yeah, right ;) Przecież film w zasadzie opowiada o bardziej jaskrawej ikonie street artu, o czym wspominano na samym początku filmu.

Francuski emigrant Thierry Guetta, bo o nim mowa, jest skromnym handlarzem z nieszkodliwą obsesją dokumentowania każdej chwili swego życia. Zaciekawiony pasją (rzekomo swego kuzyna) Invadera, zaczyna dokumentować na wideo proces twórczy różnych ulicznych artystów. Jako odpowiedni człowiek we właściwym miejscu i czasie, często uczestniczy w akcjach i rejestruje poszczególne zdarzenia, by następnie stworzyć dokument o sztuce ulicy. Ogrom materiału może świadczyć o tym, że Thierry jest wyjątkowo skrupulatnym rejestratorem otaczającej go rzeczywistości, jednak – jak się okazuje – nie ma on w ogóle pojęcia o edycji i produkcji filmu. Spod jego ręki wychodzi coś na kształt wyjątkowo chaotycznego, wizualnie napastliwego wideoklipu, skleconego z przypadkowych ujęć. Projekt filmowy "Life remote control" (http://www.liferemotecontrolthemovie.com/main.htm) zostaje zawieszony, Thierry Guetta powraca do Los Angeles i za namową Banksy’ego, sam zaczyna uprawiać, a raczej wyrabiać sztukę. Przybiera ksywkę Mr Brainwash i – jak dowiadujemy się z dalszej części filmu – osiąga o wiele większą popularność w środowisku artystycznej bohemy, niż było to za czasów, kiedy handlował ciuchami.

Film został pomyślany i zaaranżowany na klasyczny dokument o życiu i pasji jednego człowieka, któremu bardzo pomogli inni pasjonaci. Postacią pierwszoplanową niemal od początku jest Thierry Guetta, podczas gdy reszta ulicznych artystów pozostają niejako w cieniu. Poświęcona im część materiału filmowego relacjonuje bardzo dynamiczne akcje, kręcone z ręki, przy bardzo słabym lub całkowitym braku oświetlenia. Zdjęcia te po zmontowaniu zostają miejscami rozświetlano promiennymi scenami z życia familijnego Guetty – możemy obserwować, jak z upływem lat wzrastają jego dzieci i jak zmienia się sam Thierry, co dodaje autentyczności całemu przedsięwzięciu. W takim ujęciu aż nie chce się wierzyć, że to wszystko zostało ukartowane… i być może w istocie jest to historia prawdziwa. Wszak nikt do końca nie zna Banksy’ego, a tym bardziej jego planów.
Podobnie innym dziełom popełnionym przez tego artystę, również film jest w gruncie rzeczy prześmiewczym komentarzem, zawierającym ogromny ładunek znaczeniowy. W zasadzie cała siła artystycznego wyrazu Banksy’ego tkwi w niezwykle wyważonej, zaczepnej, lecz nie wulgarnej grze na konwencjach. W formie pełnometrażowego filmu, komentarz niebezpiecznie traci lekkość i przeradza się w dyskursywną narrację, w wielką opowieść, której street art rzekomo potrzebuje do promocji. W mojej opinii nie współgra to z szybkimi i spontanicznymi akcjami malarzy graffiti, a tym bardziej nie pasuje do stylu Banksy - formalnie uproszczonej, ale treściwej, prześmiewczej i ciętej riposty. Owszem, zdarzało mu się wykonywać "dzieła monumentalne" (jak choćby malowany słoń;), jednak w każdym przypadku komentarz jest krótki, zdecydowany, z wyraźnym humorystycznym akcentem.

Może po prostu medium filmowe nie jest dobrym tworzywem dla tego typu sztuki, chyba że…  Obejrzymy ten film jakby to był jeden z autoironicznych paradokumentów Woody’ego Allena, lecz o mniej flegmatycznej akcji i bez wdawania się w zawiłe psychologiczne dywagacje o cyniczno-satyrycznym podtekście. Dorzuciwszy do tego trochę dywersji, le parkour i kolorowego sprayu, otrzymujemy formę ryzykownej zabawy i szerokie pole do snucia hipotez na temat filmu. Bo to przecież nie może być tak proste, jak się wydaje…

Być może Banksy nieopacznie wziął udział w projekcie, na którym zarobił ktoś inny, dlatego odżegnuje się od całego przedsięwzięcia twierdząc, że w tej dziedzinie sztuki nie chodzi o pieniądze, ale o dobrą zabawę. Dlatego też równie poważnie, co stanowczo stwierdza, że już nikomu nie pomoże zrobić dokumentu o sztuce ulicy. A po tym wszystkim sam sprzedaje do dystrybucji DVD z podobnym filmem, pomagając w promocji poprzez sygnowanie dokumentu swoim powszechnie znanym i chwytliwym pseudonimem artystycznym.

Albo przypuśćmy, że Mr Brainwash – finalnie wielkoformatowy producent popartu – jest dodatkowo przedstawicielem handlowym Banksy’ego i kilku innych mniej lub bardziej znanych artystów z reguły przekraczających granice prawa. Połączenie sztuki i zabawy swoją drogą, ale przecież każdy potrzebuje trochę forsy na utrzymanie, a DVD ma nam uświadomić, że street art w realnym wydaniu, to nie jest dochodowy show biznes w basku fleszy, ale nieprzespane noce, ciągłe ucieczki przed stróżami prawa i wieczny wyścig z czasem.

A może, jak twierdzi dziennikarka BBC Philippa Thomas (http://news.bbc.co.uk/2/hi/programmes/world_news_america/8548779.stm), w finale fakty nie są w ogóle ważne, dopóki cała ta otoczka służy sztuce. W tym przypadku na pewno tak się dzieje, bowiem sama atmosfera tajemniczości podkręca ciekawość i wywołuje w odbiorcy namiastkę dreszczyku podniecenia, jaki towarzyszy wyprawie ze sprayem w centrum miejskiej dżungli. Do tego dochodzi przednia zabawa w eklektyczny pastisz różnego rodzaju kulturowych konwencji, włącznie z kpiną z demokracji, kapitalizmu, religii, globalizacji, itd. Nieistotne jest, że artyści sami korzystają z tych dóbr, zakładając swój sklep z pamiątkami. A Ty, drogi Odbiorco, skoro już zaopatrzyłeś się w bilet na wystawę do galerii, zachęcony pełnometrażowym DVD, kup sobie też chociaż jakąś skromny prezent. Będzie Ci on przypominał o tym, że to wszystko jest pewną grą, zabawą, konwencją z niejakimi widokami na zysk.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Banksy – człowiek legenda, najważniejsza postać street artu. Nikt nie wie, jak wygląda i jak się nazywa,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones